Porażka z Wisła była dopiero pierwszą Korony w 2015 roku, co oznacza, że nie ma już w T-ME drużyny niepokonanej po zimowej przerwie. Przegrana przy Reymonta 22 zamknęła też przed kielczanami drogę do grupy mistrzowskiej i co za tym idzie, spokojnego utrzymania w T-ME już przed fazą finałową.
[ad=rectangle]
- Przyjechaliśmy z zamiarem odniesienia zwycięstwa, bo tylko taki rezultat mógł spowodować, że przy wygranej w następnym meczu w Kielcach zapewnilibyśmy sobie byt w ekstraklasie. Myślę, że Wisła wygrała, bo miała więcej do zaaferowania w ofensywnie, Potencjał ofensywny był w Wiśle na wyższym poziomie i to zrobiło różnicę - komentuje trener Tarasiewicz.
Wisła objęła prowadzenie 1:0 już po pierwszym uderzeniu w światło bramki Korony, a drugie takie uderzenie dało krakowianom drugiego gola. Złocisto-krwiści oddali z kolei pięć celnych strzałów, ale albo dobrze spisywał się Michał Buchalik, albo pomagali mu koledzy.
- Nie ma reguły - to jest piłka nożna. Równie dobrze już bramka Guerriera mogła dać zwycięstwo Wiśle. Próbowaliśmy grać, stwarzać zagrożenie, ale nie udało się rozmontować obrony krakowian. Zasłużyliśmy chociaż na jedno trafienie, ale mimo wszystko Wisła miała więcej okazji - mówi Tarasiewicz.
Korona nie awansuje do pierwszej "8", ale opiekun kielczan nie rozpatruje tego w kontekście niespełnionej misji: - To nie jest moment na podsumowania. Musielibyśmy zamówić catering i posiedzieć tutaj dłużej, bo tego nie da się opisać w dwóch słowach. Wiem, na jakim etapie sportowym byliśmy na początku sezonu, cały czas walczymy o utrzymanie i znamy swoje miejsce w szeregu. Nie mogę mieć pretensji do moich zawodników. Mamy 36 punktów, postaramy się zrobić wszystko, żeby wygrać z Lechią, a później gramy dalej.