Bhutan: to właśnie tutaj grają najgorsi piłkarze świata

Reprezentanci najsłabszej aktualnie reprezentacji globu zarabiają, w przeliczeniu, miesięcznie po ok. 500 zł, muszą pracować zawodowo, aby utrzymać rodziny, a największy sukces świętowali w... KFC.

Na stadionach regularnie wypasane są owce, bo to jedne z niewielu miejsc, gdzie w ogóle rośnie trawa. Witamy w małym, biednym i zacofanym kraju w Himalajach.

Piłkarska reprezentacja Bhutanu jeszcze przez kilkadziesiąt godzin będzie zajmowała ostatnie miejsce w światowym rankingu FIFA (9 kwietnia zostanie ogłoszone nowe notowanie). Od dwóch lat zawodnicy jednego z najbiedniejszych krajów świata nie mogli opuścić niechlubnej pozycji "czerwonej latarni". W końcu zaświeciło słońce. 12 marca zespół z tego azjatyckiego kraju niespodziewanie pokonał na wyjeździe Sri Lankę - 1:0. Pięć dni później w obecności 25 tysięcy kibiców zanotował drugą wygraną nad tym rywalem - 2:1. Tym samym po raz pierwszy w historii piłkarze Bhutanu awansowali do fazy grupowej eliminacji do mistrzostw świata.
[ad=rectangle]
Tak pokochali piłkę nożną

Bhutan (mimo że rozegrał kilka oficjalnych spotkań w latach 80. ubiegłego wieku) w struktury FIFA został przyjęty dopiero w 2000 roku. W tym samym roku przegrał... 0:20 (!) z Kuwejtem. Do sportowego linczu doszło podczas turnieju eliminacyjnego do mistrzostw Azji.

Jedyna wówczas - teraz są już trzy - gazeta w Bhutanie, "Kuensel" napisała krótką, złożoną dosłownie z pięciu zdań notatkę, którą zatytułowano po prostu: "Wysoka porażka z Kuwejtem". Sucha informacja, bez jakiejkolwiek analizy, bez emocji, bez zdjęcia. Całą stroną zajmowała natomiast relacja z zawodów w łucznictwie, które jest zdecydowanie sportem narodowym. - Tak naprawdę ta klęska mocno nas zmotywowała - mówił w jednym z wywiadów Dinesh Chhetri, były reprezentant Bhutanu. - Wiedzieliśmy, że gorzej już nie może być. Dlatego postanowiliśmy wziąć się za ciężką pracę.

Dwa lata później Bhutan wygrał pierwszy, międzypaństwowy mecz. W dniu finału mistrzostw świata w 2002 roku w Japonii i Korei, postanowiono zorganizować alternatywny finał. Mecz dwóch najsłabszych drużyn świata (Bhutanu i Montserratu) przyciągnął na Changlimithang Stadium 15 tysięcy widzów. Bhutan zatrudnił nawet holenderskiego trenera - Ariego Schansa (obieżyświat, który ma na swoim koncie przygody m.in. z reprezentacją Namibii, czy w chińskiej lidze), a spotkanie poprowadził znany sędzia Steve Benett (pracował w angielskiej Premier League). Sprowadzono dodatkowo profesjonalną ekipę filmową, która miała nakręcić film dokumentalny. Ogromne, jak na ten biedny kraj, nakłady finansowe zwróciły się. Bhutan wygrał aż 4:0, a wynik poszedł w świat.

Mieszkańcy tego górzystego kraju (ponad połowa powierzchni znajduje się na poziomie wyższym niż polskie Rysy) zakochali się w piłce nożnej.

Telewizor za 17 goli

Nagle do miejscowych klubów zaczęło zgłaszać się coraz więcej chłopców. Osiem zespołów, które tworzą rozgrywki A-Division, zacierało ręce. Rósł narybek, który miał zapewnić w przyszłości podniesienia poziomu i walkę na arenie międzynarodowej. Z nowej fali piłkarzy wyrósł Passang Tshering, który w jednym z meczów zdobył 17 bramek. Na skompletowanie hat-tricka wystarczyło mu dziewięć minut, a w jednej połowie trafił aż dziewięciokrotnie. Po takim wyczynie szefowie Transport United Thimphu podarowali mu 25-calowy markowy telewizor. - Ileż było radości w domu - komentował później zawodnik. - To nasz pierwszy, taki prawdziwy sprzęt w mieszkaniu. Do tej pory używaliśmy czarno-białego odbiornika, który kupiłem kiedyś na targu.

Co ciekawe, Tshering w pewnym momencie zauważył, że nie ma szans na światową karierę, dlatego zdecydował się na przygodę z sędziowaniem. Od trzech lat jest arbitrem międzynarodowym i podróżuje po całym świecie.

Karierę zawodową próbował zrobić Gesar Dorji. Wyjechał do Anglii, próbował podpisać kontrakt. - Tutaj jest cudownie, piłką żyje się 24 godziny na dobę, atmosfera jest fantastyczna - pisał na Twitterze. Po kilku tygodniach słuch o nim zaginął. Obecnie największą gwiazdą reprezentacji jest Chencho Gyeltshen, który gra zawodowo w Tajlandii, w zespole Buriram United. Przynajmniej nie musi martwić się o to, że trening zostanie przerwany przez owce. Często stadiony w Bhutanie są nawiedzane przez stada tych hodowlanych zwierząt. Trudno jest w tym górskim kraju znaleźć lepsze "łąki".

Dwutygodniowy obóz w Tajlandii

Wróćmy do 2002 roku: wydawało się, że nastały świetne czasy dla Bhutanu. Kilkanaście miesięcy po wygranej z Montserratu, "Żółte Smoki" pokonały aż 6:0 Guam. Pięć lat później przyszła sensacyjna wygrana nad Afganistanem. Bhutan miał swoje małe sukcesy, awansował nawet na 187. miejsce w rankingu FIFA. Jednak od zwycięstwa nad Afganistanem przyszła fatalna, trwająca prawie 7 lat passa. W tym czasie Bhutan przegrał 20 kolejnych meczów międzypaństwowych (m.in. 0:7 z Turkmenistanem i Pakistanem, 2:8 z Malediwami, 1:8 z Afganistanen). Rządzący jednym z najbiedniejszych krajów świata (ponad połowa mieszkańców nie potrafi pisać i czytać, Produkt Krajowy Brutto jest aż 350 razy niższy niż w Polsce, zaledwie kilkanaście tysięcy ludzi ma dostęp do internetu, a liczbę użytkowników telefonii komórkowej szacuje się na kilkadziesiąt tysięcy) zdecydowali o obcięciu finansowania. Tym samym skazali reprezentację na miano "najsłabszej drużyny narodowej świata".

Taka sytuacja trwała aż do 2015 roku. Kiedy okazało się, że Bhutan w marcu ma rozegrać dwumecz ze Sri Lanką, którego stawką będzie awans do fazy grupowej eliminacji do mistrzostw świata 2018 w Rosji, parlament przegłosował jednorazowe dofinansowanie. Znalazły się pieniądze na dwutygodniowy obóz(pierwszy w historii Bhutanu!) w Tajlandii, gdzie piłkarze mieli zaaklimatyzować się w wilgotnym klimacie. Na dodatek zawodnikom zostały wypłacone wszystkie zaległe pensje reprezentacyjne, po ok. 500 zł miesięcznie dla każdego piłkarza. W efekcie historyczny awans świętowało ponad kilkadziesiąt tysięcy kibiców na ulicach i setki tysięcy przed telewizorami. A główni aktorzy - piłkarze - po meczu poszli do KFC. - Przy skrzydełkach, frytkach i pepsi rozmawialiśmy o tym, co nas teraz czeka - niektórzy pisali potem na portalach społecznościowych.

A czeka ich fantastyczna przygoda. Każdy z meczów eliminacyjnych będzie dla nich przeżyciem porównywalnym z finałem mistrzostw świata. Nigdy wcześniej i najprawdopodobniej już nigdy później nie będą mieli okazji dostąpić takiego zaszczytu.

Źródło artykułu: