Szymon Pawłowski po porażce z Błękitnymi: Wstyd i kompromitacja

Lech Poznań nie popisał się w pucharowym pojedynku z Błękitnymi Stargard Szczeciński. - Trudno jest to wytłumaczyć - rozkładał ręce pomocnik Kolejorza, Szymon Pawłowski.

Drużyna z T-Mobile Ekstraklasy jechała na Pomorze Zachodnie jako faworyt, a na dodatek szybko wyszła na prowadzenie po strzale Zaura Sadajewa. Wydawało się, że Lech Poznań przejmie pełną kontrolę nad wydarzeniami i zacznie punktować Błękitnych Stargard Szczeciński.

- Byliśmy lepsi w pierwszej połowie, udokumentowaliśmy to golem, a na dodatek mieliśmy następne sytuacje podbramkowe - stwierdził Szymon Pawłowski, który wraz z partnerami pozwolił II-ligowcom na wiele szczególnie w drugiej części widowiska.
[ad=rectangle]
- Powiedzieliśmy sobie w szatni wszystko, tymczasem zaraz po powrocie na boisko przestaliśmy grać. Po prostu stanęliśmy i sami strzeliliśmy sobie gole. Gra była brzydka i dostosowaliśmy się do Błękitnych. Zaczęliśmy grać długie piłki zamiast utrzymać się przy niej. Zrobił się straszny chaos i trudno to w ogóle wytłumaczyć: dlaczego? - kręcił głową pomocnik Lecha Poznań.

Błękitni ruszyli do frontalnego ataku i odrobili stratę z nawiązką dzięki rzutom rożnym i przytomnym strzałom Tomasza Pustelnika. To nie koniec niespodzianek, ponieważ Łukasz Kosakiewicz zdobył jeszcze gola na 3:1 i dał swojemu zespołowi wielką szansę na udział w finale Pucharu Polski.

- Może za pewnie wyszliśmy na drugą połowę i przestaliśmy w ogóle grać. Napędzaliśmy Błękitnych, a ci dobrze wykonywali stałe fragmenty. Strzelili nam dwa gole, po czym nie potrafiliśmy zareagować. Zrobiło się nerwowo i nic z tym nie zrobiliśmy - powiedział Pawłowski, który marzy o błyskawicznym zrehabilitowaniu się.

- Trzeba się pozbierać. Teraz jest wielka gorycz, wstyd i kompromitacja. Nie możemy sobie pozwolić na stratę punktów w meczu ligowym. Na dodatek nie wyobrażam sobie braku awansu do finału Pucharu Polski. Każdy chce coś udowodnić Lechowi Poznań, dlatego musimy wziąć się w garść i pomóc sobie sami. Mecz po przerwie reprezentacyjnej nam nie wychodzą, ale w Stargardzie nie mogło wydarzyć się to co wydarzyło.

Źródło artykułu: