Malarz nie zgadza się z decyzją sędziego: Nie powiększałem obszaru obrony

- Moim celem nie była gra rękami. Na powtórkach widać, że nie idę "pajacem" do tej piłki, tylko z rękoma przy twarzy - opowiada o sytuacji z czerwoną kartką bramkarz Legii, Arkadiusz Malarz.

- Jestem zły na to co się stało - nie ukrywa bramkarz stołecznej drużyny, Arkadiusz Malarz. Akcja z jego udziałem w dużej mierze zadecydowała o losach hitowego pojedynku w Poznaniu. Sam gracz nie do końca zgadza się z decyzją sędziego Tomasza Musiała. - Mieliśmy spotkanie z sędziami i mówiono nam, że przepisy się zmieniły. Jeśli nie poszerzamy obszaru obrony, to ręka jest dopuszczalna. Sędzia Musiał nie był przekonany do tej kartki - komentuje. 
[ad=rectangle]

- Podjąłem decyzję w ułamku sekundy. Piłka odchodziła trochę w bok. Zdecydowałem się wyjść. To był mój błąd. Osłabiłem drużynę i teraz można zastanawiać, co by się stało, gdybym został. Może Hamalainen minąłby mnie i strzelił do pustej bramki, może obrońca wybiłby z linii - opowiada o feralnej sytuacji ukarany, kiedy został ukarany czerwoną kartką.

- Zdawałem sobie, że jestem poza polem karnym. Moim celem nie była gra rękami. Na powtórkach widać, że nie idę "pajacem" do tej piłki, tylko z rękoma przy twarzy, żeby ją chronić - dodaje.

- Lech umiejętnie starał się nas wciągnąć do gry i czekał na kontry. Widać to było przy akcji z czerwoną kartką - ocenia Malarz, który jest przekonany, że do 62. minuty jego zespół był lepszy od gospodarzy. - Z całym szacunkiem do Lecha, ale w przebiegu całego spotkania stwarzaliśmy sobie składniejsze akcje. Może nie były one stuprocentowe, ale lepiej operowaliśmy piłką i byliśmy bliżej zdobycia bramki. Stało się inaczej - mówi.

Legioniści tracą przewagę nad resztą stawki. Po niedzielnej potyczce nad wiceliderem z Poznania mają tylko dwa "oczka" przewagi. - Jechaliśmy po trzy punkty, ale nie udało się ich zdobyć. Lech odrobił część strat, ale przed nami jeszcze wiele spotkań. Nie będziemy się załamywać. Przeanalizujemy to spotkanie, a dalej musimy wygrać najbliższy mecz ligowy u siebie. To był wypadek przy pracy - kończy.

Źródło artykułu: