Czy po spotkaniu na Kolporter Arenie można przytoczyć znane powiedzenie, że niewykorzystane sytuacje się mszczą? Wydaje się, że jak najbardziej tak. - Mieliśmy swoje okazje w pierwszej połowie, mogliśmy prowadzić dużo wyżej i byłoby po meczu. Takie spotkania czasem się jednak zdarzają - mówił przed wejściem do autokaru Szymon Pawłowski.
[ad=rectangle]
Piłkarze Lecha pretensje o stratę punktów mogą mieć tylko i wyłącznie do siebie. Chodzi tutaj nie tylko o lepszą skuteczność, ale przede wszystkim sposób prowadzenia gry w drugiej połowie, który diametralnie różnił się od tego, co można było zaobserwować przed przerwą. - Byliśmy bardzo blisko 3 punktów, mimo, że nasza gra w drugiej połowie nie wyglądała najlepiej i nie stworzyliśmy sobie dogodnych sytuacji. Powinniśmy utrzymać to prowadzenie do samego końca.
Poznaniacy zremisowali z zespołem, który udowodnił, że walka do ostatnich chwil popłaca. Zdaniem Pawłowskiego cechy wolicjonalne były jedynym atutem gospodarzy. - Korona walczyła, ale praktycznie nie stworzyła sobie żadnej klarownej sytuacji. Cały czas prowadziliśmy i nie można kolejny raz tracić kompletu punktów w ostatnich sekundach.
Czy mecz w stolicy woj. świętokrzyskiego można w jakikolwiek sposób porównywać do rywalizacji z drużyną Henninga Berga, kiedy to ze stanu 2:0 dla wicemistrzów Polski zrobiło się 2:2? - W Warszawie to był inny mecz, graliśmy dużo lepiej i nie można tego porównywać. Drugi raz w ostatnich sekundach brakuje nam koncentracji i w tak frajerski sposób tracimy kolejne punkty - zakończył.