Trener Zagłębia ostrzegał podopiecznych. Piłkarze nie posłuchali?

[tag=604]Zagłębie Sosnowiec[/tag] wywiozło z Rybnika punkt. [tag=36788]Przemysław Mizgała[/tag] pozwolił gościom uwierzyć nawet w zwycięstwo, ale czerwona kartka dla Marcina Sierczyńskiego zmieniła boiskową sytuację.

Podopieczni Mirosława Smyły wybrali się na Gliwicką z innymi zamiarami niż reszta ekip, którym przychodzi rywalizować z ROW-em Rybnik na jego terenie. - Nie zdominowaliśmy pierwszej połowy, natomiast strzelona bramka i tylko kilka sytuacji ze strony gospodarzy wystarczyły, żeby do przerwy prowadzić - zaczyna pomocnik Zagłębia, który podobnie jak inni aktorzy wtorkowego pojedynku nie przebierał w środkach.
[ad=rectangle]
- W pierwszej połowie to był typowy mecz walki. Wszyscy byli mega zdeterminowani i mieli siły na to, żeby zagęszczać boisko. Było mało miejsca, może stąd te pierwsze 45 minut tak wyglądało - ocenia Przemysław Mizgała. Druga odsłona spotkania obfitowała już w bramkowe okazje, z której szybko po przerwie skorzystali rybniczanie.

- W drugiej połowie siły trochę opadły, padły też bramki. Zrobiło się trochę więcej miejsca, luzu i można było trochę lepiej poklepać piłką - dodaje zawodnik, który popisał się indywidualną akcją i jeszcze ładniejszym trafieniem. Gola z dystansu zdobył także piłkarz ROW-u - Szymon Sobczak. Była to 47. minuta meczu... - Trener w szatni dokładnie powiedział, że gospodarze rzucą się na nas na początku drugiej połowy. Tak też było. ROW nas nie zaskoczył. Może zaskakujący był ten strzał z daleka, gdy na tej mokrej murawie piłka poszła w kozioł i zrobiło się 1:1 - zdradza 21-latek.

Zawodnik Zagłębia Sosnowiec zdobył w Rybniku już czwartą bramkę w sezonie. Na ten dorobek pracował przez sześć spotkań. Z kolei siedemnaście punktów na koncie pozwala sosnowiczanom myśleć o ataku nawet na pozycję lidera. - Graliśmy w dziesiątkę, więc punkt jak najbardziej trzeba szanować. Natomiast wyszliśmy na drugą połowę z przewagą jednej bramki, także chcieliśmy wygrać ten mecz - puentuje Mizgała.

Komentarze (0)