Derby Krakowa będą obok starcia Legii Warszawa z Lechem Poznań największym wydarzeniem 10. kolejki T-Mobile Ekstraklasy. 188. "Święta Wojna" odbędzie się przy Kałuży 1. Przed rokiem na obiekcie Pasów padł remis 1:1, a wiosną przy Reymonta 22 górą była Wisła (3:1). Bezwzględnym faworytem spotkania jest Biała Gwiazda, ale Franciszek Smuda przypomina, że derby to mecz inny niż wszystkie.
- W derbach zawsze jest ciężko. Niezależnie od tego, jaki skład ma Cracovia, to w takim meczu wszystko jest naelektryzowane. Każdy gra ponad swoje możliwości, bo to mecz "o życie". Będzie dużo walki, ale najważniejsza jest gra w piłkę. Samą agresją przeciwnika się nie ogra - trzeba umieć grać w piłkę - mówi Smuda.
[ad=rectangle]
"Franz" ma nadzieję, że jego zespół zaprezentuje się lepiej niż w ostatnim szlagierze z Legią (0:3): - Wyciągnęliśmy wnioski po meczu z Legią - do umiejętności piłkarskich trzeba dołożyć walkę i agresję. Nie jest tak, że Legia nas totalnie zdominowała, że nie mogliśmy pierdnąć. Czasem jest tak, że decyduje niuans - błąd sędziego, błąd piłkarza. Ale gramy z Legią jeszcze dwa razy, liga się nie skończyła, a dopiero tak naprawdę się zaczyna.
O ile Wisła w ostatnich latach dość gładko wygrywa derby, których jest gospodarzem, to po drugiej stronie Błoń gra jej się ciężko. Czy Smuda ma pomysł na mentalne przygotowanie zespołu? - Nie da się przygotować zespołu psychicznie przed takimi meczami. Można wyjść na boisko w świetnej formie, a na murawie coś pęknie - jedna zła akcja, jedno niepowodzenie i gotowe.
Na Smudzie nie robi wrażenia to, że trener Cracovii Robert Podoliński korzysta z systemu innego niż pozostałe zespoły T-ME - 1-3-5-2. - Te wszystkie systemy... Te wszystkie "tiki-taki" bez przeciwnika, to można grać do usranej śmierci. Jak cię nikt nie atakuje, to sobie pykasz. "Tiki-taka" to się zaczyna wtedy, gdy się bramki strzela i myśmy takie strzelali. Ok, teraz Cracovia gra inaczej, bo jest inny trener, ale ja się skupiam na swoim zespole - podkreśla trener Wisły.
"Franz" jest związany z Krakowem już 16 lat i ma znajomych kibicujących klubom z obu stron Błoń. - Na ulicy ludzie mnie nie zaczepiają przed derbami, ale mam przyjaciół, z którymi się zakładam. To są poważni ludzie na stanowiskach, a żyją swoimi zespołami. Mi się to podoba, bo to nie są walki na pięści czy noże, tylko na dowcipy. Widać, że w mieście się żyje derbami - kończy były selekcjoner reprezentacji Polski.