Środkowy obrońca ROW-u Rybnik trafił do siatki MKS-u Kluczbork w 51. minucie spotkania. Z rzutu rożnego piłkę w pole karne dośrodkował Mariusz Muszalik, a w powietrznej walce Bodzioch zachował się najsprytniej i strzałem głową zmusił Krystiana Rudnickiego do kapitulacji. Jeszcze przed upływem godziny gry były zawodnik Korony Kielce i Piasta Gliwice zszedł z murawy z zakrwawioną twarzą.
[ad=rectangle]
Na nic zdała się interwencja rybnickiego sztabu medycznego, bo nos Mateusza Bodziocha okazał się złamany. Bohater pojedynku na szczycie II ligi zakończył swój występ w 57. minucie, a po ostatnim gwizdku został odwieziony karetką do szpitala. Zadowolony z postawy obolałego gracza był trener spadkowicza, Marcin Prasoł. Pewna gra Bodziocha w obronie i przytomność w polu karnym rywala wywindowały ekipę z Gliwickiej na pozycję wicelidera.
Badania wykazały złamanie nosa co eliminuje piłkarza z najbliższych treningów, a także meczu Pucharu Polski, w którym zielono-czarni zmierzą się z KGHM Zagłębiem Lubin. - Nos został nastawiony, więc będzie dobrze - uśmiecha się defensor. Być może wystąpi on w następnej kolejce ligowej, która zostanie rozegrana 30 września. - Może na spotkanie z Zagłębiem Sosnowiec wyjdę w masce, ale na tę chwilę nic nie wiem. Z pewnością będą gotowy na mecz z Kotwicą w Kołobrzegu - dodaje Bodzioch.
Przed potyczką w Pucharze Polski do zdrowia wrócili Dawid Jarka i Michał Płonka, którzy zagrali już w Kluczborku. Trenerowi ROW-u wypadł jednak lider obrony, bez którego zielono-czarni przetrwali ponad pół godziny gry przeciwko liderowi. - W spotkaniu drużyn o wyrównanych poziomach zdecydowały stałe fragmenty gry. Właśnie z niego strzeliliśmy gola. W końcówce powinniśmy zakończyć mecz bez niepotrzebnego stresu. Ważna była gra w defensywie. Organizacja gry w obronie była bardzo dobra i przeciwnik nie miał zbyt dużo sytuacji do zdobycia bramki. Cieszy nas wywiezienie z ciężkiego terenu trzech punktów - podsumował szkoleniowiec śląskiej ekipy.