Katastrofa Wojciecha Pawłowskiego: Zagrałem jeden z najgorszych meczów w życiu

Bramkarz Śląska popełniał babola za babolem w pojedynku z Pogonią Szczecin, w końcu opuścił boisko z czerwoną kartką. Kibice z Wrocławia zatęsknią szybko za Marianem Kelemenem?

Wrocławianie nie poszli za ciosem po zwycięstwie 2:0 z Ruchem Chorzów i na Pomorzu Zachodnim zagrali bezbarwnie. O ile jeszcze pierwsza połowa była w ich wykonaniu poprawna, to po przerwie stanowili tylko tło dla Pogoni Szczecin. - Nie ułożył nam się ten mecz, ale uważam, że to wypadek przy pracy - zapewniał Wojciech Pawłowski po porażce 1:4.
[ad=rectangle]
- Staraliśmy się realizować założenia i do pewnego momentu udawało się. Wyszliśmy na prowadzenie, a i tak spotkanie nie ułożyło się dla nas pomyślnie. Gol Frączczaka przed przerwą był cegiełką do naszej porażki. Podłamał nas, a gdyby udało się utrzymać wynik 1:0 do końca połowy, to grałoby się zupełnie inaczej. Sukces byłby realny, a nawet remis w Szczecinie byłby super wynikiem. Mecz potoczył się fatalnie i przegraliśmy 1:4 - podsumował wydarzenia Pawłowski.

Rywal Śląska Wrocław będzie liderem po dwóch kolejkach. Postawa szczecinian jest pewnym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę ich grę w sparingach i nieobecność liderów z poprzedniego sezonu. - Pogoń zaskoczyła nas. Po części spodziewaliśmy się, a trener przestrzegał nas, że zaczną wysokim pressingiem, a jednak daliśmy się podejść. Jak widać - ich taktyka wyszła im na dobre. Mówi się trudno. Takie porażki przydarzają się w sporcie i może dobrze, że nam przydarzyła się na początku sezonu, a nie w momencie, gdy stawką byłyby poważne punkty - zauważył bramkarz.

W sobotę Wojciech Pawłowski nie miał powodu do zadowolenia
W sobotę Wojciech Pawłowski nie miał powodu do zadowolenia

Pawłowski był po meczu markotny. Trudno się dziwić - został antybohaterem pojedynku w Szczecinie. Przez 73. minuty bronił niepewnie. Biegał bez ładu i składu po przedpolu, mijał się z prostopadłymi podaniami oraz dośrodkowaniami. Powinien zareagować lepiej przy trzecim trafieniu Takuyi Murayamy.

- Mam do siebie żal za ten występ. Absolutnie był to jeden z moich najgorszych meczów w życiu. Przynajmniej na razie nie przypominam sobie, żeby tak samo potoczył się jakikolwiek w przeszłości. Starałem się, chciałem, lecz nie wychodziło. Jestem tylko człowiekiem i jak każdy popełniam błędy. Co mi pozostało? Patrzeć optymistycznie przed siebie i zostawić za sobą mecz, który przechodzi do historii - kajał się Pawłowski.

W 73. minucie bramkarz zobaczył czerwoną kartkę za zagranie ręką poza polem karnym. - Nie czułem, żeby piłka trafiła mnie w rękę, ale nie jestem od komentowania orzeczeń sędziego, a od grania - dodał.

Kartonik oznacza, że Pawłowski obejrzy następne spotkanie z wysokości trybun. Miejsce między słupkami zajmie prawdopodobnie Mariusz Pawełek, który przy Twardowskiego poszedł w ślady kolegi i również bronił niepewnie. - Nie obawiam się dłuższej absencji. Być może Śląsk odwoła się od tej kartki. Zobaczymy... pozostaje mi pracować tak jak pracowałem dotychczas, co pozwoliło mi znaleźć się w jedenastce. Czerwona kartka nie przesądza przecież, że na dłużej zniknę ze składu. Wszystko zależy od tego, jak będę wyglądać na treningach - pozostał dobrej myśli Pawłowski. - Drużyna w następnej kolejce podniesie się i zagra o sto procent lepszy mecz niż z Pogonią - dodał.

Źródło artykułu: