Po mistrzostwach Paweł Janas unikał odpowiedzi na pytania dziennikarzy o przyczyny porażki w Niemczech. - Media wciąż traktowały mnie jak wroga publicznego nr 1, więc wszystko, co bym powiedział, obróciłoby się przeciw mnie - powiedział w rozmowie z Przeglądem Sportowym. - Przez pierwsze pół roku marzyłem tylko o tym, żeby piłkę rzucić w diabły i porządnie wypocząć. Kiedyś odwiedził mnie dyrektor Lecha Poznań Marek Pogorzelczyk. Usiedliśmy na tarasie przed moim domem, piliśmy piwo. Następnego dnia w gazecie widzę zdjęcie z podpisem: "Pogorzelczyk przyniósł piwo, by pocieszyć Janasa po blamażu w Niemczech". Panowie, to mnie nie stać, by Pogorzelczykowi postawić piwo?
- W przeciwieństwie do Engela i Beenhakkera, którzy do Korei i Austrii jechali po złote medale, ja chciałem jedynie wyjść z grupy, bo taki sukces teoretycznie był w naszym zasięgu. Zanim rozegraliśmy pierwszy mecz z Ekwadorem, już byłem wrogiem publicznym. Nie zabrałem do Niemiec: Frankowskiego, Dudka, Kłosa i Rząsy. Zaczęto mnie kopać poniżej pasa - dodał Janas.
Co było przyczyną, że reprezentacja nie wyszła z grupy? - Podstawowi zawodnicy pół roku przed turniejem zaczęli w klubach siadać na ławce - przypomniał Janas. - Przed meczem z Ekwadorem przestrzegałem, że wygraliśmy z nimi 3:0 w Barcelonie dlatego, że wpadli wtedy do Hiszpanii na zakupy i po pamiątki klubowe Barcelony. Ale my myślimy, że takich Ekwadorczyków raz ograliśmy bez wysiłku, to za drugim razem oni już strzelą gola do własnej bramki.