Mateusz Dębowicz: Co zadecydowało o tak dotkliwej porażce Stali?
Krystian Lebioda: Trudno cokolwiek powiedzieć. Na wyjazdach przegrywamy mecz za meczem. Czym to jest spowodowane? Nie wiem. Pewnie u każdego w psychice coś siedzi. Niby jesteśmy cofnięci, niby jest nas dużo z tyłu, a i tak tracimy przypadkowe bramki. Pierwsza nie wiadomo skąd się wzięła, a dwie kolejne to już chyba konsekwencja błędu sędziego, ale nie chcę na niego zwalać winy. Pretensje musimy mieć do siebie, bo gramy słabo. Gdyby dłużej było 1:0, to różnie by się to mogło potoczyć, a tak było 2:0, 3:0, a były jeszcze kolejne okazje. Szkoda, że tak to się skończyło.
Wspomniał pan o słabej grze na wyjazdach. To chyba wasze przekleństwo, bo póki co zdobyliście na boiskach rywali tylko cztery punkty.
- Zgadza się. Wygraliśmy jedynie na Koronie, a ostatnio zremisowaliśmy w Płocku. Poza tym nie mamy za bardzo czym się chwalić. Miejmy nadzieję, że w ostatniej kolejce dokooptujemy trochę punktów do naszego dorobku, bo za dużo ich nie mamy.
Oprócz tej niemocy, byliście dodatkowo osłabieni brakiem chociażby Wieprzęcia i przede wszystkim Salamiego.
- Z przodu na pewno brakowało Abela. Czy także Jarka? Jego chyba trochę mniej, ale też by się przydał. Są inni, dostali szansę. Nie wydaje mi się, żeby obecność tamtych zmieniła cokolwiek.
Ostatnio narzekał pan na uraz. Nie ma już po nim śladu?
- Nie, ciągle odczuwam przywodziciela, ale myślę, że w tym jednym meczu jeszcze będę chciał pomóc zespołowi na tyle, na ile będę mógł. Wiadomo, że gramy właściwie jednym składem. Jest nas 14 czy 15 i każdy coś tam łapie - naciągnie "dwójkę", "czwórkę", ale to normalna sprawa.
W Opolu musiały zaboleć was okrzyki kibiców.
- Na pewno kibice też się denerwują, bo to kolejny mecz, który przegrywamy. Jeżdżą za nami wszędzie i za to trzeba ich pochwalić. A że nie idzie? No trudno. My też chcielibyśmy wygrać coś na wyjeździe, przełamać się, ale nie idzie.
Podobne nastroje towarzyszyły wam też niedawno w Pucharze Polski. Odpadliście z rewelacyjną Stalą Sanok.
- W Sanoku przegraliśmy może i na własne życzenie, bo graliśmy słabo. Mieliśmy sytuacje, ale jak z czwartą ligą nie potrafimy wygrać, to znaczy, że coś jest nie tak.
Przed ostatnim meczem w tym roku macie 18 punktów. To mało, patrząc na świetny początek sezonu w waszym wykonaniu.
- Zgadza się, bo na początku trochę tych punktów uciułaliśmy. Wygraliśmy z Koroną czy Zagłębiem, czyli mocnymi zespołami. Przegraliśmy za to chyba z całym dołem, z każdym z zespołów. Można to nazwać jednym słowem: wstyd.
W następnej kolejce podejmujecie Wartę Poznań, która ograła Widzew. To nie będzie łatwy mecz.
- Każdy mecz jest trudny. Przyjechał do nas Dolcan - wygrał. Przyjechał Tur - także wygrał. Tak więc obojętnie z kim byśmy nie grali, na pewno będzie to ciężki mecz, ale na pewno będziemy chcieli go wygrać.