Podopieczni Kamila Kieresia do rywalizacji z zespołem Tomasza Kafarskiego przystępowali z nożem na gardle. Po serii trzech porażek ich powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej stanął pod znakiem zapytania. Zwycięstwo 3:0 w arcyważnym meczu na pewno poprawiło więc nastroje w bełchatowskiej szatni, ale od pełni szczęścia dzieli Brunatnych jeszcze przynajmniej 90 minut walki. - Ulży nam dopiero jak wygramy w Stróżach. Jeśli tam zwyciężymy, awans będzie nasz i wtedy będziemy mogli odetchnąć i zacząć się cieszyć z osiągnięcia celu, do jakiego od początku sezonu dążymy - podkreślił w niedzielę po końcowym gwizdku arbitra Mateusz Mak, który był jednym z bohaterów meczu. [ad=rectangle]
Piłkarze PGE GKS-u Bełchatów są pewni swoich możliwości, więc przed spotkaniem z Flotą Świnoujście nie mogło być z ich strony mowy o jakimkolwiek strachu. Zespół, mimo olbrzymiej presji, umiał się odpowiednio zmotywować i w imponującym stylu pokonał groźnego rywala. - Oczywiście byliśmy przekonani, że mamy dobry zespół i nie możemy przegrać czwartego kolejnego meczu. Nie dopuszczaliśmy do siebie takiej myśli. Do spotkania z Flotą byliśmy doskonale przygotowani. Wzięliśmy się wszyscy w garść i w meczu z ekipą ze Świnoujścia każdy pracował za siebie i za kolegę. O to właśnie w tym wszystkim chodzi, żeby się wspierać i pomagać wzajemnie - przyznał nasz rozmówca.
Według utalentowanego skrzydłowego najważniejsza w meczu z Flotą była dyscyplina taktyczna. Zawodnicy z Bełchatowa wykonali tego dnia wszystko, czego oczekiwał od nich opiekun zespołu. Dzięki temu mecz praktycznie od początku do końca ułożył się po myśli gospodarzy. - Myślę, że kluczem do zwycięstwa były założenia taktyczne trenera, zwłaszcza żeby wyjść wysokim pressingiem i nie pozwolić rywalowi rozgrywać piłki. Nie daliśmy stoperom wyprowadzać akcji i praktycznie zbieraliśmy drugie podania. Graliśmy szeroko ustawieni z bratem, co sprawiało, że mieliśmy sporo miejsca na boisku, a my takie sytuacje bardzo lubimy. Odpowiednie przygotowanie taktyczne na pewno przyniosło więc tego dnia pożądane skutki - wyjaśnił 22-letni pomocnik.
W niedzielnym spotkaniu Mateusz Mak był jednym z najaktywniejszych zawodników. Mający na swoim koncie 5 bramek w tym sezonie piłkarz swoją przydatność potwierdził dwiema asystami. Sam podkreśla jednak, że dla niego najistotniejsze jest zwycięstwo drużyny. - Najważniejsze, żeby wygrywać. Nie ważne kto strzeli. Flocie bramkę strzelił mój przyjaciel Bartek (Bartosiak - przyp. red.). Mam nadzieję, że w Stróżach też mu się ta sztuka uda. Ze zwycięstw cieszymy się całym zespołem - zakończył.