W pojedynku z Realem Madryt Henrich Mchitarjan miał trzy znakomite okazje do wpisania się na listę strzelców. Najpierw oddał strzał tuż bok bramki, następnie już po minięciu Ikera Casillasa trafił w słupek, a za trzecim razem dobrze na linii spisał się golkiper Królewskich. "Zostanie zapamiętany jako najlepszy piłkarz Realu w tym meczu" - skomentowała nieudany występ pomocnika hiszpańska Marca.
Jak wyliczył Bild, "Miki" nie tylko zmarnował trzy "setki", ale też sprawił, że na konto Borussii Dortmund nie wpłynie 10 mln euro - tyle zarobiłaby Borussia na awansie do półfinału Ligi Mistrzów. - Wiem, że musiałem strzelić co najmniej jednego gola - kręcił głową po końcowym gwizdku niepocieszony reprezentant Armenii, przepraszając kibiców i kolegów za swoją nieskuteczność.
Dziennikarze nie zostawili na najdroższym nabytku w historii Borussii suchej nitki, ale Mchitarjana wsparli klubowi koledzy. - Henrich nie jest odpowiedzialny za to, że nie wywalczyliśmy awansu. Wszyscy razem wygrywamy i przegrywamy - przyznaje Marco Reus. - Nie ma żadnych powodów do tego, żeby go winić. Każdemu z piłkarzy grających w ataku zdarzają się takie sytuacje - przekonuje Robert Lewandowski, któremu w barwach Borussii również przytrafiło się kilka spektakularnych "pudeł". - Chłopak rozegrał naprawdę świetny mecz. Nie można oceniać go jedynie przez pryzmat dwóch czy trzech niewykorzystanych sytuacji - tłumaczy podopiecznego Juergen Klopp.
Mchitarjan, który w poprzednim sezonie występował jeszcze w lidze ukraińskiej, nie jest tak ważnym ogniwem BVB jak Reus czy Lewandowski, lecz w wielu spotkaniach zaprezentował się z dobrej strony. Jego dorobek indywidualny to 9 goli i 9 asyst w 39 pojedynkach. Dla porównania "Lewy" w premierowym sezonie w żółto-czarnych barwach zdobył 9 bramek i zapisał na swoim koncie 4 asysty.