Sebastian Staszewski: Boniek, Lato, Jagodziński i Kręcina. Kto pana zdaniem ma największe szanse na końcowy triumf w wyścigu o fotel prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej?
Grzegorz Lato: - Powiem panu, że każdy z nas ma równe szanse. Do moich rywali odnoszę się z wielkim szacunkiem i nikogo nie będę oceniać. Gra ciągle trwa a karty są na stole. Zostańmy przy tym stwierdzeniu.
Strasznie dyplomatyczna odpowiedź. Zapytam więc inaczej: jakie szanse ma Grzegorz Lato?
- Wszystko odbędzie się na sali w ciągu ostatnich dwóch dni. Przyjedzie 116 delegatów, wysłuchają programów kandydatów, zagłosują. Przed wyborami będzie nerwowo i dużo może się jeszcze wydarzyć. Odpowiem znów dyplomatycznie: moje szanse są 50 proc. na 50.
Nad pańskim programem wyborczym pracował pewnie sztab ludzi?
- Wiadomo, że zawsze ma się doradców, prawników, którzy określają, co dobre a co złe. Nit nie jest alfą i omegą. Ani Boniek ani Kręcina sami przecież nie opracowali swoich programów. To logiczne, że pomagali mi współpracownicy.
Ustępujący prezes Michał Listkiewicz powiedział, że walka o fotel rozegra się między panem a Zbigniewem Bońkiem.
- Przed wyborami są różne teorie i przepychanki. Każdy ma swoich faworytów. Stacje telewizyjne, gazety, politycy. Zadecydują jednak delegaci i szczerze to o ich głosy trzeba walczyć a nie o poparcie telewizji czy gazety. Nie chodzi o to, żeby być co dzień w gazetach. Wolę odnieść sukces z PZPN i dopiero wtedy być na pierwszych stronach.
A może warto zagrać w jednej drużynie i razem z Bońkiem spróbować wyprowadzić naszą piłkę na prostą?
- Wszystko jest możliwe. Przestałem już mówić "nie". Nie wykluczam żadnej formy współpracy.
Planuje pan zwiększenie współpracy z Ministerstwem Sportu?
- Oczywiście. To czołowa pozycja w moim planie. Z ministrem sportu musimy siąść przy stole i na zdrowych zasadach porozmawiać. Musimy też za pomocą mediów kreować nowy wizerunek PZPN. Nie możemy cały czas tłuc w jeden i ten sam bęben.
Włosi czy Rumunii potrafili z korupcją uporać się w jeden rok. U nas sprawa korupcji ciągle się natomiast od kilku lat. Widzi pan rozwiązanie, które pozwoli raz na zawsze zamknąć ten niechlubny rozdział w naszym futbolu?
- Obecnie mamy problemy z Januszem W. z lat 2003-2004. Z lat 2005, 2006 i 2007 też być może o korupcji w naszej piłce coś się znajdzie. Z tego roku, wątpię. Musimy więc pozamykać definitywnie stare sprawy i dopracować razem z UEFĄ i FIFĄ przepisy odnośnie korupcji. Musi być powiedziane jasno i wyraźnie, co, za co grozi. Ważną sprawą są też zakłady bukmacherskie. Zajmiemy się tym.
Proszę rozwinąć tą myśl?
- W Niemczech był przypadek, że sędzia sędziował a jego rodzina obstawiała mecze. Rozumie pan? To nie tylko zagrożenie dla naszej ligi. Na całym świecie to wielki problem. W Hongkongu i w Polsce. W NBA i Premiership. Musimy nad tym zagadnieniem sporo posiedzieć i pomyśleć.
Wie pan jak wyplenić z naszych stadionów słynne hasło, które w nieprzychylny sposób odnosi się do PZPN?
- To jest temat na dłuższą dyskusję. Z kibicami muszą rozmawiać klubu, piłkarze reprezentacji muszą zaapelować. Nie chodzi o to, żeby wyrzucić wszystkich ze stadionu. Musimy spokojnie podejść do sprawy i pewne rzeczy wyperswadować. Damy sobie z tym radę, ale potrzeba na to trochę czasu.
Pan nigdy nie był wielkim zwolennikiem Leo Beenhakkera. Pojawiły się głosy, że po pańskim triumfie w wyborach Holender w niedługim czasie może stracić posadę.
- Ile razy prosiłem, aby nie wciskać mi w usta "złotych myśli" dziennikarzy? Po meczu ze Słowacją powiedziałem wprost: Pan Beenhakker ma misję do wypełnienia. Jest pracownikiem PZPN i ma zrobić wszystko abyśmy awansowali do Mistrzostw Świata. Nie ma możliwości, aby ktoś teraz Holendra zwolnił. Nie jestem może zadowolony z gry naszej reprezentacji, nie kryję tego, ale mówię uczciwie. Na dzień dzisiejszy nie ma możliwości zwolnienia selekcjonera.
Może natomiast warto pomyśleć nad odmłodzeniem centrali i wojewódzkich ZPN? Od lat rządzą w nich ci sami ludzie.
- My żyjemy na Białorusi czy w demokratycznym kraju? PZPN to stowarzyszenie pozarządowe, które nie jest na garnuszku polityków. Nikt nami nie steruje. Wybierają delegaci a ja nie mam wpływu na to, kto kogo wybiera. Zada pan to samo pytanie politykom, którzy siedzą po 15 lat w Sejmie! A tam nic nie trzeba odświeżyć?
Ale polityków wybiera 38 milionów Polaków a członków PZPN wąska grupa ludzi. To znacząca różnica.
- Są wybory w województwach. Wybierają ludzie z klubów, klubików. Każdy może wystawić swojego kandydata. Tak wygląda demokracja. Jaki prezes PZPN ma wpływ na wybory w województwie choćby Podlaskim? No nie ma żadnego wpływu! Każdy może wystartować na stanowisko prezesa lokalnego ZPN. I każdy może wygrać. To nie komuna, że jeden drugiemu w teczce przynosił wyniki przed wyborami. Nikt nikomu w PZPN nic nie każde. A że dziennikarzom się nie podobają pewne nazwiska? Mnie też się dużo rzeczy w Polsce nie podoba a nie o wszystkich się pisze.