Rzut karny to w przepisach gry w piłkę nożną punkt nie pozostawiający zbyt wielu nadinterpretacji. Piłka oddalona jest od bramki o jedenaście metrów, a bramkarz musi stać na linii i może się tam poruszać w kierunku każdego ze słupków. Przed laty golkiper nie mógł nawet oderwać stóp od linii, jednak przepisy zmieniono.
Bramkarze starają się jednak pomóc sobie w nieprzepisowy sposób, często wychodząc na przedpole. Jednak to, co zrobił w piątek Patryk Wolański, strzegący bramki Widzewa, było niemal komiczne.
W 31. minucie golkiper przed strzałem wyszedł z bramki i w momencie uderzenia piłki przez Filipa Starzyńskiego znajdował się ponad 3 metry przed linią. "Figo" trafił do siatki, więc Paweł Gil nie miał podstaw do nakazania ponownego egzekwowania "jedenastki". Gdyby jednak Wolański obronił, wówczas zapewne bylibyśmy świadkami powtórki. - Nawet nie zauważyłem, że wyszedł z bramki - uciął autor gola.
Wiosną 2012 roku w półfinale rozgrywek o Puchar Polski Wisła Kraków grała z Ruchem Chorzów. Doszło do rzutów karnych. Ówczesny bramkarz Niebieskich Matko Perdijić obronił "jedenastkę" wykonywaną przez Cwetana Genkowa. Chorzowianie zaczęli cieszyć się z awansu do finału, ale Marcin Borski nakazał powtórkę. Ostatecznie Ruch wyeliminował Białą Gwiazdę, ale kibice obejrzeli jeszcze kilka serii rzutów karnych.