W minionej kolejce piłkarze Ruchu Chorzów prowadzili już ze Śląskiem we Wrocławiu 3:0. Niebiescy w końcówce lekko spuścili jednak z tonu i dali sobie strzelić trzy gole. - Końcówka w naszym wykonaniu, te ostatnie 20 minut, było dość słabe. To trzeba sobie powiedzieć jasno. Przez 70 minut natomiast realizowaliśmy to, co sobie nakreśliliśmy w szatni. Potem na boisku w stu procentach to nam wychodziło czyli mieliśmy zespół Śląska na własnej połowie. To nie była tylko obrona, tylko szybkie kontry, utrzymywanie się przy piłce, nękanie obrońców drużyny z Wrocławia. Stąd ten wynik 3:0. Wnioski musimy jednak wyciągnąć jeśli chodzi o te ostatnie 20 minut, bo zrobiło się nerwowo i różnie się mogło skończyć - mówił po spotkaniu Łukasz Surma.
- Wydaje mi się, że pierwsze minuty też były dobre w naszym wykonaniu. Graliśmy szybko, dokładnie. Co chwilę przedostawaliśmy się pod bramkę Śląska i zmuszaliśmy obrońców do popełnienia błędów. Kluczem było też na pewno zatrzymanie Sebastiana Mili. Miał mało tych podań do napastników. Myślę, że jeżeli o środek pola, to kluczowe było właśnie odcięcie Sebastiana, a jeżeli już był przy futbolówce, to podwajaliśmy i to nam wychodziło - dodał pomocnik Niebieskich.
Dość niespodziewanie chorzowianie awansowali już na trzecie miejsce w tabeli T-Mobile Ekstraklasy! - To konsekwencja pracy, dobrej gry. Uważam, że skład mamy bardzo wyrównany. Dużo doświadczenia, ale też też dużo młodych zawodników. To na pewno nie jest przypadek. Z tym miejscem jednak spokojnie. Tak jak wiemy, najpierw trzeba się będzie dostać do ósemki i prawdopodobnie liga będzie tak wyglądała, że o miejsca będzie się walczyło w tych ostatnich siedmiu meczach - podsumował doświadczony zawodnik.