Nie wszystkie wzmocnienia Bayernu Monachium w ostatniej dekadzie okazywały się udane. Jako przykład podać można Danijela Pranjicia, za którego zapłacono blisko 8 mln euro, czy też Brazylijczyka Breno, który kosztował aż 12 mln euro, a okazał się całkowitym niewypałem.
- W przeszłości było kilka nietrafionych inwestycji - przyznaje rekordzista w liczbie występów w reprezentacji Niemiec Lothar Matthaeus. - Polityka transferowa klubu jednak zmieniła się i do Bayernu trafiają tylko zawodnicy z doświadczeniem w Bundeslidze bądź tacy, o których zabiega trenera. W efekcie wszystkie wzmocnienia dokonane na przestrzeni dwóch czy trzech ostatnich lat okazały się przydatne - przekonuje Matthaeus.
Z zawodnikiem, który grał w Bayernie w latach 1984-1988 i 1992-2000, trudno się nie zgodzić. Sprowadzenie Mario Mandzukicia, Manuela Neuera, Rafinhi, Jerome'a Boatenga, Javiego Martineza było trafnym posunięciem. Na Allianz Arena nie poradził sobie jedynie Nils Petersen, na którym monachijczycy jednak zarobili, sprzedając go za 3,5 mln euro.
Czy Bawarczycy trafili również ze ściągnięciem do klubu Roberta Lewandowskiego? Matthaeus nie ma wątpliwości, że tak! - Pozyskanie tego gracza to królewski transfer Bayernu - uważa słynny przed laty piłkarz i zapewnia, że fakt, iż "Lewy" do tej pory gra w Borussii Dortmund nie stanowi jakiegokolwiek problemu. - Zbyt dużo powiedziano o transferach Goetzego i Lewandowskiego. Zbyt wiele było także sporów pomiędzy klubami. Relacje między nimi są profesjonalne, ale dalekie od idealnych - tłumaczy 52-latek.