- Czytałem prasę i widziałem już wcześniej sporo spekulacji. Jednak dopóki się one nie potwierdziły, skupiałem się tylko na tym, by dobrze grać w meczach ligowych. Nie dostałem wcześniej żadnego konkretnego sygnału od selekcjonera. Znam go zresztą bardzo dobrze i wiedziałem, że do momentu ogłoszenia powołań nie będzie niczego ujawniał - powiedział Rafał Kosznik.
29-letni defensor to - obok Bartłomieja Pawłowskiego - największy beneficjent ubiegłorocznych problemów finansowych Warty Poznań. Odszedł z niej z konieczności, ale właśnie dzięki temu błyskawicznie zaistniał w T-Mobile Ekstraklasie - najpierw w barwach PGE GKS Bełchatów, a teraz Górnika Zabrze.
- W życiu trzeba mieć trochę farta. Gdyby w klubie z Drogi Dębińskiej nie pojawiły się kłopoty, to całkiem możliwe, że grałbym w nim do dziś. Wszystko wtedy potoczyło się dość dynamicznie. Trafiłem do Bełchatowa, gdzie drużyna radziła sobie bardzo dobrze, dlatego pojawiła się szansa na występy w Górniku. Szczęście było przy mnie, ale jemu trzeba też pomóc i mi się to chyba udało - zaznaczył.
Kosznik przyznał, że jeszcze niedawno w ogóle nie brał pod uwagę możliwości gry w kadrze. - Gdyby rok temu ktoś mi powiedział, że dostanę taką szansę, nieźle bym się uśmiał.
Doświadczony obrońca pracował z Adamem Nawałką przez pół roku w klubie. Jaki to szkoleniowiec? Czy historie o jego surowym podejściu do zawodników są w pełni prawdziwe? - To charyzmatyczny trener, który ma swoje zasady i uważam, że jest odpowiednią osobą do pełnienia funkcji selekcjonera kadry. W swoją pracę wkłada całe serce, zwraca uwagę na każdy szczegół. Dlatego nawet wychodząc na trening, każdy jego podopieczny jest w pełni zaangażowany. Adam Nawałka ma twardy charakter, ale moim zdaniem to cecha niezbędna jeśli myśli się o osiągnięciu czegokolwiek - stwierdził Kosznik.
Czy 29-latkowi też zdarzały się ostre reprymendy z ust szkoleniowca w czasie jego gry w Górniku? - Latem - gdy dopiero wchodziłem do drużyny - nieraz trener na mnie krzyknął. To jednak nic nadzwyczajnego. Futbol to gra mężczyzn, a nie panienek. Czasem trzeba zostać zganionym, żeby błędy się nie powtarzały - zakończył.