SPR Olkusz nieźle zaczął mecz i w 5. minucie prowadził 2:1 po trafieniach Pauliny Marszałek i Pauli Przytuły. Jak się okazało były to miłe złego początki. W 12. minucie Olimpia-Beskid prowadziła 5:4, by potem całkowicie odjechać drużynie przyjezdnej. Na przerwę sądeczanki schodziły z prowadzeniem 17:8, a po sześćdziesięciu minutach przewaga wzrosła do szesnastu punktów.
- Nie ma co na siłę dorabiać do tej porażki ideologii. Można zwalać na psychikę, bojaźń, na to, że cokolwiek się na boisku wydarzyło, nie wychodziło tak, jak zakładaliśmy. Byłoby to jednak mocno naciągane. Olimpia-Beskid była o tyle bramek lepsza. Sądeczanki obnażyły totalnie naszą słabość. Jako beniaminek mamy prawo przegrywać, ale styl jaki pokazaliśmy trochę ubliża piłce ręcznej - powiedział Marek Płatek.
Szkoleniowiec SPR-u robił co mógł, aby odwrócić losy potyczki, ale nic nie zdały się rotacje w składzie (szansę dostały również wszystkie trzy bramkarki), nie pomagała też gra w przewadze, choć gospodynie uzbierały aż 16 minut kar.
- Olimpia-Beskid była zespołem mocno zmotywowanym. Wychodziło im prawie wszystko, a nawet jeśli coś się nie udało, to i tak dziewczyny wkładały w każdą akcję 120 procent. A my zagraliśmy na mniej niż 50 procent. Rywalki dobrze czytały naszą grę, nawet jeśli moich zawodniczek było na parkiecie więcej i miały do wykonania najprostsze założenia. Z takich błędów szły kontry i padały bramki - analizował Płatek.
O tym, że sądeczanki grały bardzo agresywnie świadczyć może nie tylko czas, który spędziły na ławce kar, ale też sytuacja z 52. minuty, gdy Paulina Masna ujrzała czerwoną kartkę za niebezpieczne zagranie. Sędzia uznał, że Paula Przytuła została uderzona w twarz.
- Nie widziałem dobrze tej sytuacji, bo byłem po drugiej stronie boiska. Mogę powiedzieć jedynie, że zawodniczka Olimpii po zakończeniu spotkania powiedziała przepraszam, więc myślę że nie przepraszałaby za coś, czego nie było - stwierdził szkoleniowiec.
Trudno szukać pozytywów po tak wysoko przegranym meczu, ale można docenić indywidualne popisy takich zawodniczek, jak najskuteczniejszej w zespole z Olkusza Pauliny Marszałek, Pauli Przytuły, czy wchodzącej z ławki Agaty Wcześniak.
- Piłka ręczna jest sportem zespołowym. Nie sztuką jest rzucać bramki w tak fatalnie przegranym spotkaniu. Indywidualności się liczą, ale w tym miejscu warto przytoczyć słowa Joasi Gadziny. Zawodniczka Olimpii-Beskidu chwalona po którymś meczu, powiedziała, że owszem rzuciła 8, czy 9 bramek, ale gdyby nie zespół to nie było by takiej możliwości - zauważył trener SPR-u.
SPR Olkusz rozegra w listopadzie jeszcze dwa mecze. Najistotniejsza będzie potyczka z sąsiadującym w tabeli Ruchem Chorzów. Ta drużyna też ma tylko dwa punkty i zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli. Najpierw jednak trzeba zmierzyć się z MKS-em Selgros Lublin.
- To spotkanie zagramy już w środę i można powiedzieć, że strach się bać. Jeżeli z mistrzem Polski zagramy tak, jak w Nowym Sączu to obawiam się, że możemy stracić nawet dwa razy więcej bramek niż teraz. Potem gramy jeszcze z Ruchem Chorzów. Dziś jest nowy dzień, trzeba to wszystko przeanalizować, dograć tę rundę z godnością i zastanowić się co dalej. Być może będzie trzeba wzmocnić zespół. Na razie o tym nie rozmawiałem z zarządem. Po wysokiej porażce w Szczecinie pozbieraliśmy się na tyle, że wygraliśmy z Jelenią Górą, to może teraz będzie podobnie i powalczymy w następnych spotkaniach - zakończył Marek Płatek.