Artur Długosz: Cały czas czekamy, ale Liga Mistrzów znów nie dla nas. Bardzo liczono na Legię Warszawa, ale ta okazała się słabsza od Steauy Bukareszt.
Andrzej Juskowiak: Może mieliśmy zbyt duże oczekiwania w stosunku do Legii? Trafiła na zespół bardzo dobrze zorganizowany, silny, nie mający słabego punktu. Legia natomiast, jeżeli tak się przyjrzymy, to jednak ma słabe punkty i to nawet w pierwszej jedenastce. Już nie chodzi o samą linię obrony, ale również z przodu, bo wszyscy liczyli, że w dojściu do Ligi Mistrzów pomoże na przykład Władimir Dwaliszwili, a on jest ostatnio bez formy. Marek Saganowski też już ma swoje lata i widać, że bardzo trudno mu się porusza po boisku, kiedy jest mało miejsca, kiedy przeciwnik jest bardzo blisko niego.
Przed sezonem w Legii Warszawa robiono transfery, które miały być na miarę Ligi Mistrzów. Ci piłkarze poza Dossa Juniorem to raczej siedzą jednak na trybunach, a nie decydują o grze zespołu.
- No właśnie, to w tej chwili jest chyba największy problem, że ci piłkarze nie do końca są wkomponowani, albo wiele nie wnoszą. Trener Urban widzi co się dzieje na treningach i na meczach Ekstraklasy dlatego zdecydował się na taki radykalny ruch, że po tym ostatnim spotkaniu z Lechią Gdańsk posadził na trybunach Dwaliszwilego i Helio Pinto. Szkoda, bo ten zespół był budowany przez dłuższy czas i większość tych zawodników jest już w Legii minimum pół roku - poza Dossa Juniorem. To jest jedyny piłkarz, który teraz przyszedł i gra w pierwszej jedenastce. Reszta to zawodnicy, którzy od dawna są w Legii. Wzmocnienia byłyby bardzo mile widziane, ale niestety, ktoś się w transferach pomylił. Jeżeli Helio Pinto nie daje rady z Lechią Gdańsk, to trudno się spodziewać, żeby on w eliminacjach do Ligi Mistrzów pomógł swojemu zespołowi. Tym bardziej, że nawet nie chodzi o słabszą dyspozycję, tylko że... człapie trochę na tym boisku. To nie rokuje najlepiej. On bardzo dużo czasu potrzebuje, aby piłkę przyjąć, podać i tak dalej. To nie ten poziom w tej chwili. Z innej strony też patrząc na te poczynania Legii, to dwa mecze przegrane w Ekstraklasie w takim wydawałoby się rezerwowym składzie, który powinien sobie poradzić. Legia ma dosyć szeroką ławkę i te mecze nie ułatwiały decyzji trenerowi Urbanowi. Ten krąg potencjalnych konkurentów do gry przeciwko zespołowi z Bukaresztu się cały czas zawężał. Dobrze, że jeszcze jakichś kontuzji nie było, bo wtedy miałby bardzo duży problem trener Legii Warszawa.
Aż taka rotacja w składzie Legii Warszawa była potrzebna? Nie za dużo było tych zmian?
- Uważam, że ten zespół generalnie powinien być zgrany. We wtorek w pierwszej jedenastce z tych co przyszli latem grał tylko Dossa Junior. Reszta to byli piłkarze, którzy na tych samych pozycjach wcześniej w Legii już występowali. Może nie zawsze dostawali szansę, ale w poprzednim sezonie wiosną grali bardzo dużo i często. Ze zgraniem nie powinno więc być problemu. Rotacje na pewno się przydały w takim okresie, kiedy było bardzo gorąco i były podróże. Wydaje mi się, że trzeba było tymi zawodnikami trochę rotować, żeby niektórzy odpoczęli. Te obciążenia były dosyć spore. Większym ryzykiem byłoby na pewno wystawianie jednej jedenastki, która by grała co trzy dni. Myślę, że ci piłkarze mieliby wtedy trochę więcej problemów. Prawdopodobnie też nie skończyłoby się to dobrze - tym bardziej mając też już od jakiegoś czasu pewność, że się będzie grało co trzy dni przez dłuższy czas, bo ta faza grupowa Ligi Europejskiej była już zapewniona po meczu rewanżowym z Molde.
W czwartek swój mecz rozegra Śląsk Wrocław, który wysoko przegrał w pierwszym spotkaniu z Sevillą. Na tak wysoki wymiar kary piłkarze Stanislava Levego nie zasłużyli.
- Tak, mecz trwa 90. minut, a czasami i trochę dłużej, a nie 60. Zabrakło jednak siły, trochę wyrachowania, cwaniactwa, ale przede wszystkim w pewnym momencie takich umiejętności już typowo piłkarskich. Jeżeli Sevilla przyśpieszała, to Śląsk się gubił. Chyba Plaku miał tę sytuację, żeby podwyższyć prowadzenie. Gdyby zdobył gola, to ten wynik byłby dużo lepszy i można byłoby jeszcze myśleć, żeby we Wrocławiu pokusić się o to, żeby mieć możliwość gry w grupie Ligi Europejskiej. Przy takim wyniku to jest mało realne, bo Sevilla to jest zespół, który jeżeli chce, to potrafi bardzo wiele zrobić pod bramką przeciwnika. Jeżeli zajdzie taka potrzeba, to oni też strzelą jednego czy dwa gole.
Patrząc przez pryzmat wszystkich naszych drużyn, które grały w europejskich pucharach, to wrocławianie i tak chyba zrobili więcej niż od nich oczekiwano i wymagano.
- Grali na pewno najładniej. W dwumeczu z Club Brugge, przeciwnikiem mocnym klasy europejskiej, Śląsk pokazał naprawdę bardzo dobry futbol. Ja się tak czasami zastanawiam dlaczego tak się dzieje tylko w europejskich pucharach, gdzie jest trudniej, jest przeciwnik, który nie pozwala na zbyt wiele, a Śląsk wtedy funkcjonował bardzo dobrze. W lidze wrocławianie mieli z tym bardzo duże problemy. Dlaczego nie przenieść tego doświadczenia z meczów w europejskich rozrywkach do Ekstraklasy. To jest czasami ból głowy dla trenerów dlaczego tak się dzieje i dlaczego nie można tak grać co tydzień. To już jest jednak problem Stanislava Levego. Tak jak Śląsk zagrał, to myślę, że przez to zdobył bardzo wielu sympatyków. Naprawdę dawno nie było takiego zespołu, który by grał z rozmachem, polotem, płynnie. Generalnie nie było się do czego doczepić. Najważniejsze jest też to, że z Club Brugge wrocławianie zagrali skutecznie. Tą reklamę zrobili sobie bardzo dobrą. To jest jakaś droga do tego, żeby się pokazać szerszej publiczności, wypromować piłkarzy. Za przykład niech posłuży Waldemar Sobota, który bardzo dużo na tym dwumeczu z Belgami zyskał. Oczywiście potwierdził to jeszcze w spotkaniu Polska - Dania, ale to był ten początek. Właśnie te spotkania w Lidze Europejskiej dały mu tę przepustkę do tego, że pojawiło się zainteresowanie jego osobą i być może za chwilę jakiś ciekawy transfer.