Pierwszy mecz z nowym trenerem na ławce był obiecujący. Sandecja Nowy Sącz pokonała 4:2 Flotę Świnoujście w Pucharze Polski i wydawało się, że wraca na właściwe tory. Dwie kolejne potyczki, już w I lidze całkowicie to zweryfikowały. Dwa wyniki 0:3 z Górnikiem Łęczna i z Arką Gdynia pokazały, że wciąż jest duży problem. Mecz 5. kolejki ułożył się wyjątkowo źle dla sądeczan. Najpierw stracili dwie bramki w przeciągu 4 minut, a po kolejnych czterech minutach grali już w dziesiątkę.
- W I połowie wydarzyło się wszystko, co najgorsze. Potem niestety trzeba cierpieć. Zdaję sobie sprawę, że czeka nas jeszcze dużo pracy, nawet więcej niż niektórzy sobie wyobrażają. Mamy problemy i to widać. W miarę możliwości należy ten zespół wzmocnić. W I lidze nie da się rywalizować z przeciwnikiem, kiedy pewne aspekty trzeba nadrabiać ambicją i zaangażowaniem - mówił po meczu Ryszard Kuźma.
Po pięciu spotkaniach Sandecja zamyka ligową tabelę i zdobyła dotąd tylko jeden punkt. Nie strzeliła ani jednej bramki, a straciła już dziesięć. Jeszcze przed 3. kolejką pierwszoligowych rozgrywek pożegnano się z trenerem Mirosławem Hajdo. On sam twierdził, że drużyna jest dobrze przygotowana do sezonu, choć nie każdy się z tym zgadza, a boiskowa postawa piłkarzy z Nowego Sącza mówi sama za siebie.
- Nie namówicie mnie na to, by krytykować to co było wcześniej i zwalać na kogoś. Nie tędy droga, ja mam inną wizję budowy drużyny. Ja biorę odpowiedzialność za to, co dzieje się z drużyną od momentu kiedy pracuję w klubie. Musimy mocno, ciężko pracować, walczyć, wydzierać punkty w rundzie jesiennej i cementować drużynę. Ta runda będzie trudna. I liga to duża nobilitacja dla klubu i miasta i trzeba zrobić wszystko, by ten poziom rozgrywkowy utrzymać - powiedział trener Sandecji.
Jak można wytłumaczyć negatywną metamorfozę, którą przeszli małopolscy piłkarze? W pucharowej potyczce spisali się wyśmienicie, a w lidze wrócili do kiepskiej formy z pierwszych meczów.
- W sporcie nie zawsze się wygrywa. Puchar Polski to inny rodzaj rozgrywek i inaczej się do niego podchodzi. W tamtym meczu praktycznie wszystko nam wychodziło, a prawie każde dośrodkowanie Adama Mójty, pachniało bramką. Wracając do meczu z Arką. Gdyby w II połowie Peter Petran trafił na 1:2 to goście musieliby się jeszcze sporo napocić. My dostalibyśmy pozytywnego impulsu i być może to spotkanie skończyłoby się inaczej - stwierdził szkoleniowiec.
Największą bolączką sądeckiej drużyny w spotkaniu z Arką była gra ofensywna. Ta praktycznie nie istniała, a największe zagrożenie pod bramką gdynian stworzył środkowy obrońca Peter Petran.
- Uważam, że bardziej istotnym problemem jest to jak straciliśmy bramki. Przy pierwszej rywale rozegrali krótki wyrzut z autu, a Szwoch miał tyle miejsca, że mógł spokojnie zastanowić się czy strzelać, czy podawać. Dograł idealnie do Viniciusa i było 0:1. Oczywiście można powiedzieć, że było zgubione krycie, ale ja odpowiadam na to - kryliśmy strefą i nasz obrońca miał być tam, gdzie powinien, a niekoniecznie pilnować indywidualnie konkretnego zawodnika. W tej sytuacji nie winię gracza, który nie upilnował Marcusa, a tych, którzy dopuścili do podania. Zawodnikom mówi się gdzie mają być, ale w praktyce wygląda do inaczej. Nie oszukujmy się, to jest abecadło, podstawy taktyki. Takie błędy są na tym poziomie są natychmiast wykorzystywane - zakończył Ryszard Kuźma.