Najważniejszy mecz już za nami - rozmowa z Markiem Saganowskim, napastnikiem Legii Warszawa

- Każdy kto zawodowo gra w piłkę nożną musi nauczyć się z presją żyć. Myślę, że przed tym dwumeczem nie jest ona jakaś szczególna - przekonuje Marek Saganowski, napastnik Legii Warszawa.

Marcin Ziach: Przed meczem ze Steauą Bukareszt błysnąłeś formą i w starciu z Rozwojem Katowice miałeś udział przy obu trafieniach dla Legii Warszawa.

Marek Saganowski: Cieszy to, że piłka się słucha i leci tam gdzie chcę. Pierwsza bramka padła po świetnym zagraniu Michała Kucharczyka i nie mogłem w tej sytuacji chybić. Druga to właściwie strzał Kuby Koseckiego, a ja minimalnie zmieniłem tor lotu piłki i nie miałbym nic przeciwko temu, jakby to "Kosie" tę bramkę zaliczono.

Spacerek w Pucharze Polski przed kluczowym meczem eliminacji Ligi Mistrzów to dla was pomyślny scenariusz?

- Wydaje mi się, że ten mecz pozwolił nam w spotkaniu o stawkę przećwiczyć kilka wariantów gry w ofensywie i defensywie. Wiadomo, że w Bukareszcie poziom pójdzie bezdyskusyjnie do góry, ale w naszych poczynaniach widać coraz większą pewność siebie, a tego nam chyba trochę brakowało w dwumeczu z Molde.

Nie lepiej byłoby te warianty wypróbować w meczu o punkty T-Mobile Ekstraklasy? Rozwój i Steauę dzieli różnica kilku klas...
-

Nie uważam, żeby mecz Pucharu Polski to było spotkanie niższej rangi. Być może klasa rywala nie była najwyższa, ale to, że ten mecz wyglądał jak wyglądał i wygraliśmy go 3:0, stosunkowo niewielkim nakładem sił, to nasza zasługa. Mogło być inaczej, ale dzięki naszej dobrej postawie nie było. Nie wiadomo jakby to wyglądało w lidze.

Widać było, że na boisku często przekazywaliście sobie uwagi dotyczące poszczególnych zagrań. To znaczy, że nie wszystko było jeszcze wzorowe?

- Rozmowa i podpowiadanie sobie na boisku to rola dobrze zgranego teamu. Wiadomo, że jak się gra przy 30-40 tysiącach kibiców, to jest o to trudno i pewnie w Bukareszcie okazji do konsultacji będzie mniej, ale na pewno będziemy tego próbować, żeby wypaść na boisku jak najlepiej.

Zgodzisz się ze stwierdzeniem, że spotkanie w Bukareszcie to dla was najważniejszy mecz w sezonie?

- Wydaje mi się, że najważniejszy mecz sezonu już jest za nami. Dzięki przejściu Molde zakwalifikowaliśmy się do fazy grupowej Ligi Europejskiej i wiemy, że na pewno na jesień europejskie puchary przy Łazienkowskiej będą. W dwumeczu ze Steauą nie będziemy faworytem i analogicznie do naszej sytuacji w poprzedniej rundzie, to my możemy awansować, a Steaua musi to zrobić.

Zatem nie będzie to też jedno z najważniejszych spotkań w karierze "Sagana"?

- Nie wiem czy najważniejszych... Na pewno najbardziej prestiżowych. Jeśli wywalczymy awans, to zapiszemy się w historii. Mamy świadomość, że od 16 czy 17 lat żadna polska drużyna w fazie grupowej Ligi Mistrzów nie grała.

Polska drużyna w fazie grupowej Champions League to marzenie niemalże każdego kibica nad Wisłą.

- Wiemy jaka jest ranga tego dwumeczu i co pomyślny wynik nam da. Na pewno do Rumunii nie jedziemy murować bramki. Zamierzamy wyjść na boisko i Steauą grać w piłkę. Wiadomo, że fajnie byłoby nie stracić bramki, a z przodu coś strzelić, ale stanie murem w defensywie jeszcze nikomu się nie opłaciło.

Ogólnokrajowa presja na awans was dodatkowo mobilizuje, czy wywołuje gęsią skórkę i ścisk w żołądku?

- Każdy kto zawodowo gra w piłkę musi nauczyć się z taką presją żyć. Myślę, że nie jest ona jakaś szczególna. Dużo większa była chociażby w końcówce ubiegłego sezonu, kiedy byliśmy już blisko mistrzostwa Polski, ale gdzieś się potknęliśmy i daliśmy się podejść rywalom. Podobnie - jak już wspomniałem - było przed dwumeczem z Molde, który był naszym być albo nie być w pucharach. W Bukareszcie presja na pewno nie powiąże nam nóg.

Czego Legii Warszawa potrzeba, by znaleźć się w elitarnym gronie drużyn fazy grupowej Ligi Mistrzów?

- Wiary we własne możliwości. Jesteśmy już na finiszu tych eliminacji i nie możemy tutaj liczyć na szczęście. Żeby awansować do fazy grupowej musimy być po prostu zespołem od Steauy lepszym, a wiemy, że nie będzie to łatwe. Gramy z bardzo silnym rywalem, który regularnie w Lidze Mistrzów gra i to my jesteśmy pretendentem.

Fakt, że rewanżowe spotkanie w Warszawie odbędzie się prawdopodobnie przy zamkniętej "Żylecie" was martwi?

- Na pewno nie przechodzimy obok niego obojętnie. Jeszcze nic nie jest chyba przesądzone, ale jeśli faktycznie do tego dojdzie, to będzie dla nas niepowetowana strata. Ta decyzja będzie plusem wyłącznie dla Steauy, ale mam nadzieję, że ktoś jeszcze raz tę decyzję przemyśli i zdecyduje się z niej wycofać.

Jesteś kibicem piłki nożnej? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku! Nie zwlekaj! Kliknij i polub nas.

Źródło artykułu: