Szymon Mierzyński: 1:1 u siebie z Cracovią to dla was w zasadzie porażka...
Mateusz Możdżeń: Aż tak bym tego nie nazywał, bo lepiej mieć punkt niż nic. Trzeba mimo wszystko uszanować tę zdobycz.
Cracovia zagrała w Poznaniu bardzo defensywnie, zwłaszcza jeśli porównamy to do jej inauguracyjnego pojedynku z Piastem Gliwice. Byliście zaskoczeni?
- Wiedzieliśmy, że Pasy potrafią rozgrywać piłkę. Wychodziło im to jednak tylko do 30. metra, bo klarownych sytuacji nie stwarzały. Być może dlatego, że brakuje im typowej dziewiątki. Taka jest przynajmniej moja ocena.
Z perspektywy trybun spotkanie wyglądało tak, jakby w środku pola powstała blokada, przez którą nie potrafiła się przebić żadna z drużyn. Zarówno wam, jak i gościom trudno było podejść pod pole karne przeciwnika.
- Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że nie brakowało dośrodkowań, ale większość z nich padała łupem obrońców. Działo się tak zarówno przy akcjach z gry, jak i stałych fragmentach. Zdecydowanie zabrakło przejścia pierwszego defensora i wykończenia.
Trener Mariusz Rumak bardzo zamieszał w składzie. Czy tu należy szukać przyczyn słabszego występu Lecha?
- Nie powinniśmy się w ten sposób usprawiedliwiać. Przy grze co trzy dni rotacja jest po prostu koniecznością.
Minęły dopiero dwie kolejki, a wy już macie cztery punkty straty do Legii...
- Gdybyśmy brali pod uwagę tylko ekipę z Warszawy, to faktycznie nie wygląda to dobrze. Jednak Piast czy Jagiellonia też mają sześć oczek i tu sytuacja jest identyczna. Tak to jest gdy nie wygrywa się od początku. Odrabianie strat nie będzie niestety łatwe.
Powracają chyba demony z sezonu 2010/2011, gdy znakomicie radziliście sobie w Lidze Europejskiej, ale na krajowych boiskach regularnie notowaliście wpadki. Trudno pogodzić występy na dwóch frontach, a przecież celem Lecha jest jak najdłuższa gra w pucharach. Z drugiej strony jeśli zawalicie w T-Mobile Ekstraklasie, to sezon będzie w zasadzie stracony...
- Zgodzę się z tym, zwłaszcza że osiągnięcie finału Ligi Europejskiej byłoby dość trudne (śmiech). Tą drogą więc awansu do kolejnej edycji raczej nie wywalczymy. Musimy zacząć punktować, nawet jeśli mamy problemy kadrowe, bo później gonienie rywali będzie trudne.
Jak dotąd zaliczyliście cztery mecze o stawkę i w starciach z FC Honka Espoo wypadliście zdecydowanie lepiej niż w ligowych potyczkach z Ruchem oraz Cracovią. Czy to oznacza, że Finowie byli łatwiejszym rywalem?
- Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Wiadomo, że każde spotkanie jest inne i nikt nie wie, jakby to wyglądało, gdybyśmy z Honką grali w lidze. Co do Cracovii, to nie spodziewałem się łatwej przeprawy. Wiedzieliśmy jak wyglądał pojedynek Pasów z Piastem. Mimo porażki gospodarze wypadli nieźle, zwłaszcza jeśli chodzi o rozgrywanie piłki.
W niedzielę wróciłeś do drugiej linii. To twoja nominalna pozycja, ale z drugiej strony dość długo tam nie występowałeś.
- Czułem się trochę dziwnie, bo wliczając sparingi, przez około dziesięć spotkań byłem ustawiany jako obrońca. Dla mnie jednak najważniejsze są regularne występy. Cieszę się, że mam miejsce w składzie, a czy to będzie defensywa, czy pomoc - to już kwestia drugorzędna.
W czwartek czeka was pierwsze starcie z Żalgirisem Wilno. Zapewne będziecie chcieli zwyciężyć już na wyjeździe, ale by tak się stało, trzeba stworzyć zdecydowanie więcej sytuacji niż w potyczce z Cracovią.
- To prawda, chcielibyśmy uniknąć nerwowego rewanżu. Rozmawiałem już z naszym analitykiem i z tego co zaobserwował, Litwini preferują grę z kontry. Jeśli więc będziemy bić głową w mur, to utrudnimy sobie zadanie.
FC Honka i Żalgiris to raczej zbliżony poziom i chyba nie należy sądzić, że w III rundzie eliminacyjnej wzrośnie skala trudności.
- Też jestem tego zdania. Analityk twierdzi wręcz, że nieco lepszym zespołem są Finowie. Pamiętajmy jednak, że póki co są to rozważania czysto teoretyczne. Jak jest naprawdę, pokaże dopiero czwartkowy mecz.