Od 75. minuty Pasy musiały sobie radzić w dziesiątkę, bo za dwie żółte kartki do szatni został odesłany Marcin Kuś. Jakby tego było mało, osiem minut później wicemistrz Polski objął prowadzenie po strzale Vojo Ubiparipa. Wtedy mało kto wierzył, że beniaminek może jeszcze uniknąć porażki. A jednak mu się udało i tuż przed upływem regulaminowego czasu gola wyrównującego zdobył Saidi Ntibazonkiza.
- Odnieśliśmy spory sukces, bo okoliczności nie były sprzyjające, a rywal naprawdę trudny. Niewiele zapowiadało, że możemy się jeszcze podnieść, ale choć bramka na 1:1 była nieco przypadkowa, to liczy się tak samo jak każda inna - powiedział Mateusz Żytko.
Kolejorz zepchnął Cracovię do obrony dopiero po czerwonej kartce dla Kusia. W tym kontekście zachowanie defensora Pasów należy uznać za wyjątkowo nieodpowiedzialne (drugie "żółtko" otrzymał za przepychanki z Krzysztofem Kotorowskim). - Trzeba Marcinowi wybaczyć, bo to tylko sport, a taka sytuacja może się przydarzyć każdemu. Ja np. głupią kartkę dostałem w pojedynku ze Stalą Stalowa Wola w Pucharze Polski. Tam nie zdołaliśmy nawet zremisować, a z Poznania jednak udało się wywieźć korzystny rezultat - dodał 30-letni defensor.
Przez większą część niedzielnego meczu kibice nie mogli być zadowoleni. Widowisko było nudne i nie obfitowało w sytuacje strzeleckie. Cracovia zagrała też bardziej zachowawczo niż w poprzednich pojedynkach. Czy taki był plan? - Gdyby zdarzyła nam się trzecia porażka, to nie byłoby miło. Chcieliśmy zagrać w Poznaniu mądrzej niż z Piastem. W spotkaniu inauguracyjnym poszliśmy na wymianę ciosów i narzuciliśmy bardzo szybkie tempo. Ta odważna taktyka spowodowała utratę aż trzech goli, z czego dwa padły w identyczny sposób. Z Lechem było już inaczej, a jednocześnie lepiej. Byliśmy mądrzejsi w tyłach, nie podejmowaliśmy aż takiego ryzyka i mamy efekt w postaci remisu - stwierdził Żytko.
- Mecz układał się dla nas dobrze, bo Lech długo nie stwarzał klarownych sytuacji. Szyki pomieszali nam dopiero rezerwowi gospodarzy, a zwłaszcza Vojo Ubiparip. Kłopoty zaczęły się też po czerwonej kartce dla Marcina Kusia. W przewadze poznaniacy zaczęli nas "klepać" i rozganiać po całym boisku. Wbili nawet bramkę, na szczęście wszystko skończyło się dla nas dobrze - oznajmił.