W sześciu dotychczas rozegranych meczach eliminacji mundialu reprezentacji Mołdawii wywalczyła tylko 4 "oczka", pokonując San Marino (2:0) i remisując przed własną publicznością z Ukrainą (0:0), a ponadto ulegając Anglii (0:5), Polsce (0:2), Czarnogórze (0:1) i Ukrainie (1:2). W kilku spotkaniach kadrowicze Iona Carasa pokazali się jednak z dobrej strony i udowodnili, że potrafią być niewygodnym rywalem. W marcowych pojedynkach z Czarnogórą i Ukrainą przez ponad godzinę potrafili utrzymywać bezbramkowy remis.
Mołdawianie nie mają już realnych szans na awans do mistrzostw świata, jednak nie zamierzają odpuszczać podopiecznym Waldemara Fornalika. Zespół z Kiszyniowa tak jak w każdym meczu o stawkę chce dać z siebie wszystko i pokusić się o niespodziankę, o której głośno będzie w całej Europie. - Nie mamy żadnego powodu, aby bać się Polaków. Skupiamy się na tym, by zaprezentować dobrą grę zwłaszcza w defensywie - tłumaczy kapitan Alexandru Epureanu z moskiewskiego Dinama.
Uwadze reprezentantów Mołdawii nie mógł ujść fantastyczny występ Roberta Lewandowskiego w kwietniowym meczu z Realem Madryt. Mimo to zawodnicy Carasa nie obawiają się gwiazdy Borussii. - Nie zamierzamy koncentrować się tylko na nim. Naszym zadaniem będzie powstrzymanie wszystkich Polaków, a nie wyłącznie Lewandowskiego - zapowiada stoper Igor Armas, który na co dzień gra w Kubaniu Krasnodar.
Ostrożny w prognozach jest czołowy strzelec mołdawskiej ekstraklasy. - Będziemy mieć szansę tylko wtedy, gdy każdy z nas będzie walczył o każdy metr kwadratowy boiska. Jeśli damy z siebie wszystko, możemy osiągnąć dobry wynik, czyli remis albo zwycięstwo - uważa Anatolie Doros. - Nie przygotowujemy na to spotkanie czegoś wyjątkowego, aczkolwiek obrońcy na pewno zrobią wszystko co w ich mocy, by nie dać sobie wbić bramki. Mołdawię stać na urwanie punktów Polsce - puentuje defensor Wiktor Gołowatenko.
We wrześniu ubiegłego roku biało-czerwoni wygrali z Mołdawią po bramkach Błaszczykowskiego i Wawrzyniaka: