Przeciwko Kmicie Zabierzów zielono-czarni zaprezentowali się fatalnie i tylko wyśmienitej formie Jakuba Wierzchowskiego zawdzięczają 1 punkt. Trzy dni później walczyli jak równy z równym z łódzkim Widzewem, a mecz zakończył się bezbramkowym remisem.
Postawa Górnika w pojedynku ze spadkowiczem z ekstraklasy napawała optymizmem przed meczem ze Stalą Stalowa Wola. Podopieczni byłego trenera łęczyńskiej jedenastki - Władysława Łacha sprowadzili jednak rywala na ziemię, wygrywając aż 4:0.
Zielono-czarni szybko zrewanżowali się za ten blamaż i po emocjonującym, stojącym na wysokim poziomie pojedynku, pokonali Podbeskidzie 3:2. Trener Krzysztof Chrobak zrzuca przyczyny tego stanu rzeczy na fakt bycia beniaminkiem. - Myślę, że ten przeskok jeszcze nie pozwolił niektórym zawodnikom na wejście w prawdziwy rytm gry. A druga rzecz to agresja jeśli chodzi o grę. My w III lidze jednak wygrywaliśmy sporo spotkań, bazując na swoim potencjale technicznym. Nie trzeba było angażować się do tego stopnia, jak w tej chwili. Zresztą widać było to w meczu z Podbeskidziem. Gdybyśmy nie podjęli walki, nie grali z wielką determinacją, to nie doprowadzilibyśmy do zwycięstwa. Zespół musi uwierzyć w to, że w każdy mecz trzeba włożyć tyle serca i zaangażowania, ile ostatnio - argumentuje szkoleniowiec.
Bardziej oszczędny w wydawaniu sądów jest obrońca Górnika, Wojciech Musuła. Skąd więc wahania formy? - To jest właśnie dobre i trudne pytanie. Sami je sobie zadajemy. Nie wiem, może to kwestia psychiki. Na pewno wychodząc na każdy mecz chcemy dać z siebie 100 procent, ale nie zawsze to wychodzi. Mamy jednak nadzieję i wiarę w to, że będzie coraz lepiej - w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl przekonuje Musuła.
Według prawa serii zielono-czarni powrócą z Jastrzębia na tarczy. Mimo to wszyscy w Łęcznej liczą, że passa zostanie przełamana.