- Wydaje mi się, że trochę ten mecz przegraliśmy w głowach. Im byliśmy bliżej pola karnego Polonii, tym bardziej traciliśmy pewność siebie. Brakowało mi mocnego wkopnięcia piłki w pole karne, gdzie może w gąszczu nóg któryś z chłopaków umiałby dojść do sytuacji bramkowej - analizuje derbową potyczkę z Polonią Bytom Adrian Napierała.
Bytomianie zagrali w niedzielę jedno z najlepszych spotkań w tym sezonie i przy odrobinie szczęścia mogli nawet sięgnąć po całą pulę. - Postawa Polonii w żadnej mierze nie była dla nas zaskoczeniem. Wiedzieliśmy, że na Śląsku grają charakterne chłopaki, które będą gryźć trawę. Tak też się działo na boisku. Bardzo agresywny pressing, bliskie, często podwojone krycie skutecznie uprzykrzało nam życie - przyznaje doświadczony obrońca.
GieKSa w przeciwieństwie do drużyny Jacka Trzeciaka zagrała jedno z najsłabszych spotkań w rundzie wiosennej. - Brakowało mi walki z naszej strony, nie jeździliśmy na du...., jak w poprzednich spotkaniach. Może trochę za pewnie się poczuliśmy i nas pokarało. Ten mecz powinien być dla nas przestrogą na następne spotkania, że nic w tej lidze za darmo nie dostaniemy - podkreśla gracz drużyny z Bukowej.
Mimo świetnego startu do rundy wiosennej katowiczanie w dalszym ciągu nie mogą być spokojni o ligowy byt. Z tego tytułu o braku ambicji w GKS-ie nie może być mowy. - Do matematycznego utrzymania brakuje nam trzech punktów, więc nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli spocząć na laurach. Musimy wziąć się za bary i trzeba walczyć. Naprawdę szkoda tego meczu, bo trzy punkty były w garści, a po końcowym gwizdku sędziego już nie - bezradnie rozkłada ręce Napierała.
Bramkę dla Polonii, dającą bytomianom w pełni zasłużony remis strzelił Bartosz Nowak, który kapitalnie przymierzył z rzutu wolnego. O straconego gola charakterny zawodnik ma do swojego zespołu pretensje. - Ten chłopak był u nas dwa razy na testach i po każdym strzale z rzutu wolnego rwał nam siatki na treningu. Dobrze wiedzieliśmy, że ma petardę w nodze i potrafi uderzyć jak z armaty, ale w samej końcówce daliśmy mu szanse, by mógł się wstrzelić. To było skrajnie nieodpowiedzialne z naszej strony. Młodemu należą się brawa, a nam nagana za zachowanie pod własnym polem karnym - irytuje się 31-latek.
GKS mógł z Bytomia wyjeżdżać bez punktów, gdyby sędzia Grzegorz Jabłoński przyznał Polonii choć jeden z dwóch ewidentnych rzutów karnych za zagrania ręką Mateusza Kamińskiego. - Szczerze, to nie widziałem tej sytuacji i nie chciałbym się wypowiadać. Jeśli rzeczywiście karne były ewidentne, to mogę Polonii po ludzku współczuć. Niestety taka jest piłka. Można powiedzieć, że sędzia oddał nam, co zabrali inni. Przeciwko nam też gwizdali niesłuszne karniaki, albo nie dawali nam ich wcale - puentuje obrońca drużyny ze stolicy Górnego Śląska.