Joanna Seliga: Najgorętszymi tematami okienka transferowego są potencjalne przenosiny do zagranicznych klubów "młodych wilczków" pokroju Wszołka czy Teodorczyka. Jaka przyszłość, pana zdaniem, czeka w najbliższym czasie tych utalentowanych chłopaków?
Stefan Majewski: Problemem podstawowym jest to, że jeśli wybiorą oni sobie nowe kluby, to niech to będą kluby, w których będą grać. Pamiętajmy, że to bardzo młodzi zawodnicy i ich talent będzie się mógł rozwijać tylko, gdy będą grać. Dużo zależy od mądrości zawodnika i mądrości menedżera. Jeżeli patrzą tylko i wyłącznie na środki materialne, a nie na możliwość rozwoju, to wszystko może się bardzo źle skończyć. Jeśli młody zawodnik dopiero niedawno wszedł w naszą ekstraklasę i pójdzie do klubu, w którym nie będzie występował, to jego talent nie będzie miał szansy na progres.
Zawodnicy, o których mówimy, są bardzo młodzi. Mimo to, już teraz interesują się nimi znane marki. Może więc powinni wykorzystać nadarzające się okazje?
- Pamiętajmy, że przejście do innego klubu, nie tylko zagranicznego, wiąże się z wieloma kwestiami. To istotne, czy piłkarz trafi do klubu, w którym gra więcej zawodników znajdujących się na wyższym poziomie sportowym. Popatrzmy na to przez pryzmat Roberta Lewandowskiego, Jakuba Błaszczykowskiego i Łukasza Piszczka. Media chwalą ich za grę w Niemczech, natomiast nie zawsze za grę w reprezentacji Polski. Dlaczego? Ponieważ mają w klubie zupełnie innych partnerów!
Mówiło się o tym bez ogródek chociażby przy okazji Euro 2012...
- Dlatego wybić się w lepszym zespole może być zdecydowanie łatwiej, szczególnie dla napastnika, który dzięki innym zawodnikom dostaje więcej piłek i ma więcej okazji strzeleckich, na które zapracują również pozostali. Natomiast jeżeli taki młody gracz pójdzie do klubu, w którym wszyscy dookoła będą myśleli, że to właśnie on ma największe doświadczenie i powinien prowadzić grę, to może się szybko spalić.
Grunt to przede wszystkim mocna psychika?
- Tak, bo przejście do nowej drużyny wcale nie jest takie proste. Transfer wymaga od samego piłkarza wielkiego wysiłku. Zresztą zmiana barw klubowych pociąga za sobą ogromną odpowiedzialność ciążącą na wszystkich ludziach, którzy się tym zajmują.
Jednak wielu nie przechodzi pomyślnie tej próby. Przykład pierwszy z brzegu - Grzegorz Sandomierski. Przymierzano go do kadry, wróżono mu złote góry, a jak dotąd po odejściu z Jagiellonii Białystok nie może się przebić w żadnym zespole.
- Piłkarzy, którym po wyjeździe z Polski się nie powiodło, można wymieniać bez końca. Dla młodego zawodnika, nawet takiego, który ocierał się już o np. kadrę młodzieżową, transfer nie zawsze musi być korzystny. Taki gracz musi znaleźć sobie pozycję i miejsce w klubie. Musi też przede wszystkim odnaleźć odpowiednich kolegów do gry. Tyczy się to głównie napastników, którzy muszą polegać na pomocnikach i ich dograniach. Po tym właśnie widać, jaka jest różnica między dobrymi piłkarzami grającymi w silniejszych i słabszych klubach. Poza tym jednym idzie w danym zespole lepiej, innym gorzej. Ale z bramkarzami jest już zupełnie inaczej. Golkiper, bez względu na dyspozycję pozostałych zawodników, zawsze ma okazję do wykazania się. Oczywiście – traci mniej bramek, jeśli ma przed sobą lepszych obrońców. Jednak mimo to, w każdym meczu może wykorzystać swoje indywidualne umiejętności. Pozycja bramkarza jest bardzo specyficzna. Ale - bez względu na to, na jakiej pozycji występuje dany zawodnik – jeżeli znajdzie on pewne miejsce w drużynie, to na pewno będzie się rozwijał.
Co jest więc kluczem do zagranicznego sukcesu dla młodego piłkarza?
- W pierwszej kolejności musi zrozumieć, że to tylko od niego zależy, jak daleko zajdzie. Kiedyś się mówiło, że o powodzeniu decydują centymetry. Ja uważam, że obecnie powinno się mówić nawet o milimetrach. Bywa przecież tak, że przygotowanie fizyczne decyduje w danej akcji, czy obrońca wygra walkę o piłkę. Podstawą jest więc systematyczna praca.
Innym problemem są dużo większe pieniądze. Sodówka uderzająca do głowy nie jest pojęciem wyssanym z palca.
- Czasami zdarza się, że zawodnik idzie do nowego klubu, staje się jego podstawowym graczem, bardzo dobrze zarabia i przestaje się niestety rozwijać, a jego kariera stoi w martwym punkcie. On musi zdawać sobie sprawę z tego, że dla niego każdy kolejny mecz jest wyzwaniem!
Ostatnio w kontekście transferów młodych graczy sporo mówi się o Serie A. Czy ta bądź też inna liga jest dla takich "nieopierzonych" zawodników lepsza pod względem rozwoju?
- Trudno jest oceniać, która z lig jest dla młodych graczy lepsza lub gorsza. Tutaj już w grę wchodzą pewne predyspozycje. W tej chwili poszczególne ligi bardzo się wyrównały i ciężko jest mówić o tym, jaka liga jest dla danego gracza odpowiednia. Jeżeli ktoś ma wielki talent i naprawdę będzie na sobą pracował, to poradzi sobie wszędzie.
Przejdźmy więc może do konkretów - który z graczy, o jakich na rynku transferowym najgłośniej (Milik, Żyro, Teodorczyk, Wszołek, Kosecki...), już teraz z powodzeniem poradziłby sobie poza granicami naszego kraju?
- Każdy z tych piłkarzy jest gotowy do wyjazdu. Są młodzi, wybijający się, mają ogromny talent. Jeżeli tylko zostaną spełnione warunki opierające się na odejściu do lepszego klubu, wytężonej pracy i regularnej grze w każdym meczu, to na pewno zagraniczny transfer będzie dla nich dobrym wyjściem. Wiadomo, że nie ma szans na rozwój talentu, kiedy siedzi się tylko na ławce dla rezerwowych. Na początek wystarczy nawet dwadzieścia czy trzydzieści minut w każdym spotkaniu. Taka droga jest właśnie prawidłowa.
Pytanie, czy młodzi odejdą teraz, czy też może latem...
- Oferta jest ofertą, ale zawodnicy są też związani ze swoimi klubami kontaktami. To klub musi zdecydować, czy lepiej jest sprzedać zawodnika w przerwie zimowej, czy nie lepiej go jeszcze trochę przetrzymać i w czerwcu dostać za niego zupełnie inną kwotę. Czasami pół roku na rynku transferowym przekłada się na o wiele większe pieniądze. Na to też się przecież patrzy.
Początkowo najwięcej mówiło się o odejściu z Górnika Zabrze Arkadiusza Milika. Jednak jakiś czas temu trener Adam Nawałka uciął ten temat. Czy na dobre?
- Milik to niesamowicie utalentowany zawodnik. Myślę, że głos trenera, który zna go bardzo dobrze i na co dzień z nim pracuje, powinien się liczyć.
Jest pan zwolennikiem rzucania młodych na głęboką wodę czy uważa pan, że parasol ochronny jest niezbędny?
- Zdecydowanie optuję za rzucaniem na głęboką wodę. Uważam, że gracz, przed którym otwiera się wielka kariera, powinien spróbować wykorzystać swoją szansę. Dookoła mamy wiele przykładów zawodników, którzy z nadarzającej się okazji nie skorzystali, a po roku okazało się, że przez kontuzję lub z innych względów stali się ligowymi przeciętniakami.
A co z kadrą seniorską - czy jest jakaś granica, poniżej której nie można schodzić, chcąc powołać młodego piłkarza do reprezentacji Polski seniorów?
- Jeśli zawodnik jest rzeczywiście obdarzony wielkim talentem i wybija się w swojej kategorii wiekowej, to aby dalej się rozwijał, musi grać z lepszymi od siebie, na wyższym szczeblu. Nie jest sztuką strzelać po dziesięć bramek w danej kategorii. Taki gracz musi mieć wtedy nowe wyzwania. W piłce trzeba się dokształcać, rozwijać. Uważam więc, że taka kontrolowana szansa gry na poziomie seniorskim jest dla odpowiednio przygotowanego do tego gracza dobra. Musi być jednak przede wszystkim kontrolowana.
Podsumowując - nic nie stoi na przeszkodzie, aby "młode wilczki" ruszyły w świat.
- Jedno z powiedzeń mówi o tym, że człowiek pokona wszystkie przeszkody, gdy najpierw przezwycięży swoje słabości. Ci młodzi gracze, którzy przewijają się ostatnio w transferowych rozmowach, doskonale zdają sobie sprawę z tego, nad czym muszą pracować i jakie słabości pokonać. A jeśli im się to uda, z powodzeniem wykorzystają swój talent.
Umiejętność posłania dwóch trzech celnyc Czytaj całość