Panie pilocie, 3-5-2 w samolocie! - o przyczynach słabej formy Dolcanu Ząbki

Słowa Roberta Podolińskiego z konferencji po meczu Dolcan Ząbki - GKS Tychy budzą ciekawość - owe "męskie decyzje", o których mówił "el treneiro" to znak, że w ekipie z Ząbek nie dzieje się najlepiej.

W tym artykule dowiesz się o:

Przypuszczenia, że "źle się dzieje w państwie ząbkowskim" mają solidne podstawy - patrząc na ostatnie wyniki Dolcana Ząbki w sercu budzi się politowanie i żal, którego nie jest w stanie ukoić nawet rozbicie Polonii Bytom stosunkiem bramek 4:1. Cóż, nie tyle Dolcan wykazał się nieprzeciętną formą, co Polonii nie stanęło sił i umiejętności.

"Porażki, porażki, porażki" można powiedzieć w hamletowskim stylu, ale kiedy słowo "porażka" występuje z taką częstotliwością w sztuce, której reżyserem jest monsignore Podoliński, prowadzi to niechybnie do pytania "Być albo nie być?". I to pytanie ukryte pod płaszczykiem kurtuazji i podziękowań za zaangażowanie piłkarzy z ust trenera po ostatnim meczu Dolcanu padło. Czy czeka Dolcan zmiana trenera, a może jakieś zmiany kadrowe?

Zacznijmy od początku. Koniec lata, Olsztyn, Dolcan przegrywa 0:1 z miejscowym Stomilem po bramce "do szatni". W 54' minucie Rafał Grzelak opuszcza boisko po drugiej żółtej kartce. Dolcan koniec końców wygrywa ten mecz grając w "10" po bramkach Bartosza Osolińskiego i Roberta Chwastka. Później 3 remisy z rzędu i wygrana z Cracovią 3:1, po bardzo dobrym meczu. I jak to było w poprzednim sezonie, kolejka górska osiągnąwszy swój szczytowy punkt ostro zjeżdża w dół, od meczu z Cracovią Dolcan zdobył 4 punkty (3 z mierną Polonią Bytom i 1 z Zawiszą Bydgoszcz na wyjeździe, co jest niezłym wynikiem).

Dolcan nie ma wielkich ambicji, miejsce w gronie I-ligowych zespołów zdaje się odpowiadać tak piłkarzom, jak działaczom, ale jest kilka przesłanek, które pozwalały wierzyć, że ten sezon będzie o wiele lepszy, aniżeli poprzednie. Po pierwsze - nie zmienił się trener, prezes Doliński dał szansę Robertowi Podolińskiemu - tak jak Waldemar Fornalik zrobił z Ruchu Chorzów solidną firmę, tak podobny scenariusz mógł mieć miejsce w przypadku Dolcanu. Po drugie - nie ubył z drużyny ani jeden cenny zawodnik - zatrzymano Macieja Tataja (swoją drogą włodarze Korony mogą sobie pluć w brodę, bo Maciej T. przydałby się w Ekstraklasie kieleckiej drużynie), Damiana Świerblewskiego, ba, skaptowano doświadczonego Piotra Klepczarka, Dariusza Zjawińskiego, Mateusza Piątkowskiego czy Szymona Matuszka. Ściągnięto także Emila Wrażenia z Widzewa czy Damiana Jaronia z Wisły Płock, ale to wymieniona w poprzednim zdaniu czwórka wywalczyła sobie miejsce w pierwszym składzie. Po trzecie, powyższe argumenty mogłyby zostać wykorzystane we wpojeniu zawodnikom innej mentalności - mentalności "TERAZ MY", mentalności co najmniej środka tabeli, a nie wiecznej walki o status quo.

Pamiętacie Włochów na Euro 2012? Grali ustawieniem 3-5-2 w dwóch pierwszych meczach - z Hiszpanią (1:1) i Chorwacją (1:1), w meczu z Irlandią wrócili już do gry przyzwoitym 4-4-2 i wygrali 2:0. Nie wiem czy tak zachwycili pana Podolińskiego swoim 3-5-2 popularni Azzurri, ale trener Dolcanu konsekwentnie stawia na to ustawienie - skutki są słabe. Mecz z Kolejarzem Stróże obnażył ten system gry bezlitośnie - w środku pola trzej środkowi pomocnicy zabierali sobie miejsce, a skrzydłowi zapędziwszy się pod pole karne przeciwnika nie mieli szans wrócić na czas do obrony i tak padły 3 gole dla gości, a mogło ich paść dwa razy tyle - wszystko po takich samych akcjach, gdzie atakujący skrzydłowi stóżan mieli dla siebie całą wolną flankę.

W poprzednim sezonie było pod polem karnym Dolcanu jakoś bezpieczniej - 4-5-1 z wysuniętym Tatajem i szybkimi skrzydłowymi Chwastkiem i Świerblewskim zapewniło "w cuglach" utrzymanie drużynie spod Warszawy. Być może pogłębienie składu i przekonanie, że zna się zespół jak własną kieszeń stoi za niepowodzeniem Podolińskiego - trener uznał, że czas na "wyższy level", a tutaj jest dno, trzeba zacząć od początku. Przed zimową przerwą zostały 4 mecze: dwa 6-punktowe pojedynki z Okocimskim Brzesko i GKS-em Katowice u siebie oraz arcytrudne wyjazdy do Legnicy i Gdyni. Dobry trener wie, kiedy stać go na eksperymenty, a kiedy trzeba, choćby najbardziej siermiężnymi środkami, zdobywać punkty. Podoliński gra o posadę, ale wydaje się, że skoro jest "zmęczony sytuacją", to może wcale nie mieć na uwadze dobra trenowanej przez siebie drużyny, bo przecież po co robić coś, co męczy?

Komentarze (0)
Zgłoś nielegalne treści