10 stycznia smutne wieści dotarły z Pomorza. Aleksander Biegański, młody piłkarz Kotwicy Kołobrzeg, zmarł w wieku 24 lat. "Olek był nie tylko utalentowanym piłkarzem, ale przede wszystkim wspaniałym człowiekiem, kolegą i przyjacielem" - napisano w oświadczeniu klubu (więcej TUTAJ).
Początkowo do wiadomości publicznej nie podano przyczyny śmierci 24-latka. Teraz wiadomo, co było przyczyną zgonu. Biegański zmarł z powodu zakażenia malarią (rodzina potwierdziła to testem) po powrocie z egzotycznych wakacji na Zanzibarze. To miały być dla niego wakacje marzeń (wyjazd miał miejsce pod koniec grudnia). Umarł tuż po przylocie z wyspy na Oceanie Indyjskim.
Dlaczego doszło do tej tragedii? Czy można był jej uniknąć? Na te pytania próbowali odpowiedzieć dziennikarze programu TVN UWAGA.
W programie wzięli udział bliscy sportowca. - Lekarze zignorowali podstawową przesłankę, czyli Zanzibar. Ja przychodzę i mówię im o tym Zanzibarze, a oni mnie wypraszali. To dziecko moje się broniło samo. "Mamo, ja im wszystkim mówię o tym, ale oni mnie nie słuchają" - relacjonowała ze łzami w oczach mama piłkarza.
W Szpitalu MSWiA w Katowicach przez trzy dni nikt nie wykonał prostego testu na malarię. Obserwowano jedynie pacjenta w kierunku choroby tropikalnej.
- Podszedł lekarz i ja mu mówię o tym Zanzibarze. Lekarze powiedzieli nam, że jakby coś tam złapał, to wyszłoby to zaraz po powrocie (Biegański trafił do szpitala kilkanaście dni po powrocie do Polski z tropikalnej wyspy - przyp. red.). Wyprosili mnie i powiedzieli, że wykonują badania. Nie chcieli jednak słuchać o Zanzibarze - przyznał ojciec zawodnika Kotwicy.
Specjaliści twierdzą jednak, że okres wylęgania malarii (ludzie zarażają się nią od komarów, które są nosicielami pasożyta) waha się od ok. 7 do 14 dni. Pacjenci wracający z tropików z wysoką gorączką i dolegliwościami brzusznymi powinni być diagnozowani w kierunku choroby, która należy do najczęstszych na świecie.
Biegańskiemu zoperowano wyrostek robaczkowy z powodu ostrego bólu brzucha. Lekarze podejrzewali najpierw zapalenie płuc, a następnie choroby krwi, m.in. białaczkę. Stan pacjenta pogarszał się z godziny na godzinę.
Testy do szybkiego zdiagnozowania malarii są dostępne, ale w Szpitalu MSWiA w Katowicach tego nie zrobiono. Test wykonano dopiero po przewiezieniu do innej placówki medycznej (po interwencji rodziny) i tam potwierdzono zakażenie. Niestety, było już za późno. Biegański zmarł.
Lekarze katowickiej lecznicy tłumaczą się dziś tym, że za późno dowiedzieli się o pobycie pacjenta w tropikach, chociaż - jak twierdzi rodzina - od początku mieli taką informację, ponadto już na samym początku mieli wykluczyć zakażenie malarią.
- Informację o Zanzibarze otrzymaliśmy dopiero w trzecim dniu pobytu pacjenta w szpitalu. Serdecznie współczuję rodzinie. Będzie oświadczenie, wszystko wyjaśnimy - powiedział dla TVN UWAGA dyrektor ds. lecznictwa Szpitala MSWiA w Katowicach.
Stanowisko szpitala - pod którym nikt się jednak nie podpisał (napisano: "dyrekcja") - mówi, że placówka wdrożyła wszystkie procedury medyczne w oparciu o wywiad z pacjentem. Oświadczenie jest nie do przyjęcia dla rodziny byłego już sportowca.
Biegański grał na pozycji ofensywnego pomocnika. Karierę rozpoczął w GKS Tychy, a następnie występował w Polonii Łaziska i Legionovii Legionowo. Latem 2024 r. dołączył do Kotwicy, gdzie w tym sezonie zagrał w 15 meczach. Ostatni raz pojawił się na boisku 7 grudnia ubiegłego roku. Spędził na boisku komplet minut w spotkaniu ze swoim byłym klubem - GKS-em Tychy.