- Podkręciłem prawą kostkę. Leżałem na boisku trzy razy i w końcu musiałem opuścić je, bo nie mogłem kontynuować gry. Szkoda, ale cieszę się, że wygraliśmy spotkanie na bardzo trudnym terenie - mówił po ostatnim gwizdku sędziego Hubert Wołąkiewicz.
Zawodnik Lecha Poznań miał pecha, ponieważ rywale za każdym razem kopali go w to samo miejsce. - Najpierw od Pawła Widanowa, później od Roberta Jeża. Na końcu sam jeszcze źle stanąłem. To niewiarygodne, jeżeli chodzi o mnie. W każdym meczu coś się dzieje. Nie wiem, może muszę iść do kościoła? Może muszę dać jakiś większy datek? - śmieje się Wołąkiewicz, który nie chciał zastanawiać się, czy zdoła wykurować się na najbliższy mecz: - Na razie ciężko jest to ocenić. Na świeżo wszystko boli, ale jeżeli jutro nie będzie opuchlizny i będzie dobrze, będę mógł normalnie przygotowywać się do kolejnych spotkań.
Wołąkiewicz miał nawet szansę zdobyć bramkę w pierwszej połowie. Znalazł się w polu karnym Zagłębia i oddał techniczny strzał. Michał Gliwa zdołał sparować futbolówkę na rzut rożny. - Trener dał nam do zrozumienia na odprawie, że boczni obrońcy mają się włączać do akcji ofensywnych i pomagać zawodnikom z przodu. Okazje do tego się nadarzyły, więc kilkukrotnie to wykorzystaliśmy. W Lubinie jest bardzo ciężki teren, więc cieszę się, że wygraliśmy - przyznał.
Lech przez pierwsze dwa kwadranse niepodzielnie rządził w Lubinie. Długo utrzymywał się przy piłce i co chwilę stwarzał sobie okazje strzeleckie. W 32. minucie Pavel Hapal dokonał zmiany ustawienia i Kolejorz został zepchnięty do defensywy. - Zaczęliśmy grać nieco nerwowo i za mało utrzymywaliśmy się przy piłce. W pierwszych trzydziestu minutach to my praktycznie posiadaliśmy piłkę i Zagłębie za nami biegało. Później niepotrzebnie oddaliśmy inicjatywę, Zagłębie nakręcało się każdą kolejną akcją. W przerwie powiedzieliśmy sobie, że musimy położyć temu kres, musimy wrócić do tego, co graliśmy na początku. I to się częściowo udało - powiedział Wołąkiewicz.
Odniósł się także do pozycji, na której wystąpił w Lubinie. - Ostatnie pół roku w Lechii, przed przyjściem do Lecha, grałem na lewej obronie, więc nie była to dla mnie wielka zmiana. Trener wybrał mnie i postawił na Marcina Kamińskiego w środku. Myślę, że zagraliśmy pozytywnie i nie zawiedliśmy - podsumował.