- Fizycznie czuję się dobrze, ale to cały czas siedzi w mojej psychice. Jestem wściekły. Zdarzyło się coś strasznego. Do zdarzenia doszło przy mojej żonie, córce i innych dzieciach. To niemożliwe, że pewni ludzie nie znają granic. Oni nie cofną się przed niczym - powiedział Włoch.
Conte, gdy tylko zauważył, że w jego kierunku zmierza kilku mężczyzn, wiedział, że coś się kroi. - Wiedziałem, że nie jest dobrze. Dopiero co skończyliśmy grać mecz piłki plażowej. Zadedykowaliśmy go pamięci mojego kuzyna Francesco Renny, który zginął kilka lat temu w wypadku drogowym. Nie mieli nawet szacunku do zmarłego. Było ich sześciu, siedmiu, może ośmiu. Pojawili się na boisku i stanęli dwa kroki przede mną. Byli wyposażeni w kije. Próbowali mnie uderzyć, ale na szczęście im się to nie udało. Mieli koszulki z napisem: Nienawidzę Bari.
Conte wie, dlaczego chciano go dotkliwie pobić. - Kiedy grałem w Juventusie, kilka lat temu cieszyłem się po strzeleniu bramki Lecce. Teraz jestem tym złym, bo jestem trenerem Bari, drużyny rywala Giallorossich. To chyba jakieś żarty. Gdzie ta cywilizacja? W jakim świecie my żyjemy? - pyta retorycznie Włoch.
Były zawodnik zapewnia, że nie przestraszy się chuliganów i nie będzie omijał Lecce szerokim łukiem. - Lecce to moje miasto. Nie boję się. Łączą nas więzy krwi, a tego się tak po prostu nie zapomina. Żyje tu moja rodzina. Mam nadzieję, że winni zostaną ukarani - zakończył.