Artur Długosz: Jak pan oceni spotkanie pomiędzy Stalą Stalowa Wola a Odrą Opole?
Mateusz Jaskólski: Mecz był toczony w ciężkich warunkach, ale dla obu drużyn były one takie same. W pierwszej połowie generalnie mieliśmy dwie dogodne sytuacje, wykorzystaliśmy jedną. W drugiej połowie mieliśmy konsekwentnie grać to samo, mieliśmy także zabezpieczyć tyły i grać z kontry. Co by nie mówić przypadkowo padła ta bramka, błąd popełnił nasz golkiper. Drugi gol z rzutu wolnego, też takie bramki nie powinny padać. Tak jak mówili koledzy my chyba nie możemy stracić normalnego gola, tylko po jakiś takich dziwnych błędach. No ale niestety. Gramy dalej, wiadomo to taki pierwszy mecz. Ciężko coś powiedzieć po przegranym spotkaniu. Mieliśmy jeszcze sytuacje, ale niestety nie udało się.
Czy ten stracony gol podłamał wam trochę skrzydła?
- Na pewno. Nikt nie lubi tracić takich bramek. Szczególnie kiedy prowadzi się 1:0 i gra zaczyna się kleić. Zaczęliśmy grać piłką i taka bramka kompletnie podłamała nam skrzydła. Praktycznie to gol z niczego. 35 metr, człowiek oddaje strzał... Ciężko komentować.
Czy to, że do Odry przyszło paru nowych graczy ma wpływ na waszą dyspozycję? Potrzebujecie jeszcze czasu na zgranie?
- Wiadomo, była taka sytuacja, że nie wiadomo było czy dostaniemy licencję. Niektórzy chłopcy jeszcze w dzień wyjazdu podpisywali kontrakty. Czas działa na naszą korzyść, z każdym meczem powinno być lepiej. Pierwsze koty za płoty.
Właśnie, czy sprawa z licencją nie wpływała na was demobilizująco? W końcu nie byliście pewni czy przystąpicie do rozgrywek...
- Staramy się o tym nie myśleć. Wiadomo, jesteśmy profesjonalistami, sportowcami. Staramy się wykonywać pracę na treningu tak jakby nie było tych wszystkich zawirowań. Może ci starsi zawodnicy o tym myślą, ale generalnie my młodsi nie.
W składzie Stali też dużo nowych, młodych chłopaków. Zaskoczyła dziś was gra zespołu ze Stalowej Woli?
- Stal była w naszym zasięgu. Bramki straciliśmy po błędach. Niczym nas nie zaskoczyła, można powiedzieć, że my siebie troszkę zaskoczyliśmy.
Czy zawirowania wobec całych rozgrywek nie oddziaływają na piłkarzy w taki sposób, że w pewnym sensie może im się nie chcieć wychodzić na boisko?
- To już nas bardziej śmieszy. Żartowaliśmy sobie z kolegami, że będzie telefon i odwołają nas z trasy do Stalowej Woli i będziemy musieli jechać do zupełnie innego miasta. Co pół godziny zmiana decyzji, czy liga startuje czy nie. Można powiedzieć, że nas takie rzeczy zaczynają już bawić.
Wasz zespół zgrywa się, czy w następnym meczach wasza gra będzie wyglądała już zdecydowanie lepiej?
- Czas pracuje na naszą korzyść i z każdym meczem powinno być dużo lepiej.
O co będzie walczyła Odra Opole w tym sezonie? O utrzymanie, środek tabeli czy może coś więcej?
- O środek tabeli. Tak jak sam trener powiedział, mamy mocniejszy skład niż pół roku temu i na pewno szerszy. Środek tabeli jest w naszym zasięgu.
Kto dla pana jest faworytem do awansu? Zakładając, że w pierwszej lidze nie będą występowały takie drużyny jak Zagłębie Lubin i Korona Kielce.
- Jeżeli nie Korona ani Zagłębie to Górnik Łęczna jest taką drużyną, która wydaje się mieć mocny i stabilny skład. W zeszłym sezonie wygrali w cuglach tą trzecią ligę i w tym sezonie będą faworytem numer jeden. Może jeszcze Podbeskidzie.
A do spadku?
- Prawdopodobnie beniaminkowie, choć też nie ma co jeszcze przesądzać. Ciężko wytypować. A Łomża jest w tej lidze?
Raz jest, raz nie ma. Ciężko powiedzieć.
- (śmiech). Jeżeli będzie to raczej oni. Tak jak mówię beniaminkowie, ciężko będzie miał Gorzów, ciężko będzie miała Flota Świnoujście, ale zobaczymy. Liga pokaże.