Był czy nie karny dla Podbeskidzia? Odpowiedź Arkadiusza Radomskiego na to pytanie była jasna: sędzia nas oszukał! Sytuacja z 65. minuty, po której arbiter Paweł Raczkowski podyktował jedenastkę, długo będzie śnić się po nocach Radomskiemu.
Na 25 minut przed końcem spotkania Słowak Robert Demjan zgrał piłkę z prawej strony do Piotra Malinowskiego, który znajdował się w polu karnym Cracovii. Ten z kolei przedłużył ją nie wiedzieć gdzie, bowiem Izraelczyk Liran Cohen miał do niej dobre kilkanaście metrów. Pomocnik Górali ruszył jednak w stronę futbolówki, zatrzymany przez Radomskiego, który miał przytrzymywać rywala. Sędzia spotkania w pierwszej chwili zdawał się pokazywać, iż faulu nie było, dopiero po konsultacji z bocznym arbitrem podyktował rzut karny. Jak się okazało, był to decydujący moment meczu, bowiem jedna bramka wystarczyła Podbeskidziu do pokonania krakowian.
Choć sędzia tłumaczył po meczu, iż sytuacja z całą pewnością kwalifikowała się na karnego i od bocznego tylko otrzymał potwierdzenie tej decyzji, to Arkadiusz Radomski nie potrafił zrozumieć postawy arbitra. - Cohen cały czas przewracał się jak jakaś panienka. Pierwsza reakcja sędziego była inna, dopiero później zdecydował, że jest rzut karny. Dla mnie to w ogóle była dziwna sytuacja, szczególnie że tam piłki nie było. To mnie też zaskoczyło, że najpierw pokazuje nie, a później wskazuje na rzut karny. To był taki karny z kapelusza - przekonywał nas doświadczony pomocnik Cracovii.
Mniej emocjonalnie wypowiadał się Krzysztof Nykiel, choć i on całą sytuację ocenia jako mocno naciąganą. - Dyskutowaliśmy w szatni, co nie zmienia faktu, że karny był i przegraliśmy. Tak naprawdę sędzia w takich sytuacjach gwiżdże raz na dziesięć razy, bo piłka była może dwadzieścia metrów od Arka Radomskiego i zawodnika Podbeskidzia. Można powiedzieć karny z czterech liter i przegrywamy kolejny mecz - stwierdził obrońca Cracovii w rozmowie z naszym portalem.
Karny wykorzystany przez Sylwestra Patejuka okazał się decydujący dla losów meczu, w którym to Cracovia miała więcej stuprocentowych okazji do zdobycia bramki (trzy "setki" przed końcem pierwszej połowy). - Ja uważam, że my byliśmy lepszym zespołem. Mogliśmy spokojnie wygrać, mieliśmy też swoje sytuacje, gdzie nie strzeliliśmy i to się zemściło. Oni w sumie nie mieli żadnej okazji, może jakieś tam dwa strzały i to wszystko. Uważam, że przegraliśmy niesprawiedliwie, zostaliśmy lekko oszukani przez sędziego - takie jest moje zdanie - kończy Radomski.