Piłkarz tureckiego zespołu Ankaragücü Ankara uważa, że tzw. afera samolotowa, po której on i Artur Boruc zostali odsunięci od kadry, była dla Smudy jedynie pretekstem. - To on ma być największą gwiazdą tej drużyny, reszta ma siedzieć cicho. Smuda jest taki, że każdą uwagę czy delikatną krytykę odbiera jako atak na własną osobę. Nie znosi tego, nie toleruje polemiki. Obowiązuje tylko jego tok myślenia. A ja rzeczywiście głos zabierałem. Np. wówczas, kiedy jako kapitan w imieniu drużyny sugerowałem, aby zrobił jeden trening zamiast dwóch, bo jesteśmy zmęczeni podróżą, albo próbowałem rozmawiać na temat innych różnych spraw zawodowych. I nie chodziło mi o to, aby się wychylać przed szereg, dyskredytować go czy podważać autorytet. Jako kapitan starałem się być takim łącznikiem między trenerem a drużyną. Pomóc mu. Być narzędziem w jego ręku. Boruc też nie bał się mówić. No i koniec z nami - wyjaśnia.
- Kolejnego, który nie chował głowy w piasek, Mariusza Lewandowskiego, selekcjoner pozbył się już na samym początku. Muszę powiedzieć, że byłem zaskoczony tym, co zastałem podczas tego mojego pożegnalnego meczu. Nawet nie zdołałem się ze wszystkim przywitać po przyjeździe. Cisza jak makiem zasiał, pochowani wszyscy po pokojach. Za czasów Jerzego Engela, Pawła Janasa czy Leo Beenhakkera to było nie do pomyślenia. Nikt nie szedł do pokoju, zanim wszyscy się serdecznie nie przywitaliśmy. Moim zdaniem to jest najgrzeczniejsza kadra na przestrzeni tych wszystkich lat, w których występowałem - ocenił Żewłakow.
Źródło: Polska The Times