Mateusz Bartczak: Pojedziemy pstryknąć Wisłę w nos

- Czuję się jakbym grał między trzepakami. Piachu na boisku to jest chyba kilka ton. Jestem podrapany, jakbym na betonie grał - mówił otrzepując się z piachu po meczu KGHM Zagłębia Lubin z PGE GKS-em Bełchatów Mateusz Bartczak, piłkarz Miedziowych.

Na Dialog Arena padł remis 1:1, a Bartczak wyrównującą bramkę zdobył jedenaście minut przed końcem. Zagłębie mogło ten mecz wygrać. Miało świetne sytuacje do pokonania Łukasza Sapeli, a i nie popisał się sędzia Szymon Marciniak, który powinien był podyktować rzut karny dla lubinian za faul na Dawidzie Plizdze.

- Punkt nie cieszy, bo mogliśmy wygrać. Pierwszą połowę przespaliśmy. Straciliśmy bramkę. W drugiej nie było kalkulacji. Wyszliśmy strzelać bramki, gonić wynik i później wygrać. Sytuacje były. Sapela nieźle bronił. Chyba był bohaterem meczu. Ja liczyłem na trzy punkty dzisiaj - stwierdził Mateusz Bartczak, dla którego był to czwarty gol w obecnym sezonie ekstraklasy.

Jedenaście minut przed końcem Szymon Pawłowski długo trzymał piłkę na lewej stronie boiska. W końcu wbiegł w pole karne, zagrał do Mouhamadou Traore. Senegalczyk mądrze odegrał do Bartczaka, a ten lewą nogą nie dał szans Sapeli. - To był idealnie mierzony strzał i tam gdzie chciałem uderzyć tam piłka wpadła - mówił doświadczony środkowy pomocnik.

Zagłębie fatalnie grało w pierwszej połowie oraz na początku drugiej. Dopiero z minuty na minutę Miedziowi radzili sobie coraz lepiej. GKS także nie zachwycił, ale w pierwszej części spotkania był drużyną lepszą i wówczas Maciej Małkowski zdobył bramkę. - Nie wiem skąd te przespanie wzięło się u nas. Podobnie zaczęło się to spotkanie jak feralny mecz ze Śląskiem. Też pierwszą połowę mieliśmy bardzo słabą. Jak już straciliśmy bramkę, to zaczęliśmy grać. Budzi się w nas coś, co pozwala nam grać swobodnie, z polotem i stwarzać sytuacje. Tak samo było dzisiaj - zaznaczył.

Miedziowi pod koniec spotkania powinni byli zdobyć jeszcze jedną bramkę. Piłka po strzale Serio Reiny zmierzała w róg bramki GKS-u, ale Sapela wyciągnął rękę i opuszkami palców sparował futbolówkę na rzut rożny. - W przeciągu całej tej rundy mieliśmy trochę tych sytuacji. Gdybyśmy je wykorzystali moglibyśmy zapisać na swoim koncie kilka punktów więcej. Tak mamy ile mamy - dodał Bartczak. Piłkarz Zagłębia nie chciał wypowiadać się na temat protestu kibiców. - Nie będę tego komentował, bo tego żadne słowa nie wytłumaczą.

W następnej kolejce lubinianie zagrają w Krakowie z Wisłą. Ta dopiero co rozgromiła Legię Warszawa aż 4:0 i jest na fali. Mateusz Bartczak upatruje jednak szansę odniesienia korzystnego rezultatu. - Nie mamy nic do stracenia. Dziennikarze przez cały tydzień spiszą nas na porażkę. Będą liczyć ile strzeli bramek z nami. My jedziemy pstryknąć Wisłę w nos. To jest zespół w budowie i jest nieobliczalny. Może zagrać fenomenalnie jak z Legią. Jednak takich meczów jest jeden w rundzie. Nie wiem czy im starczy mobilizacji na Zagłębie. Nie mam pojęcia jak będzie w Krakowie. Wróżką nie jestem. Chciałbym, żebyśmy grali skutecznie.

Komentarze (0)