Barca kontra Real - pojedynek wszech czasów?

W niedzielę rozpocznie się najbardziej ekscytująca batalia sezonu 2010/2011. FC Barcelona z wieloma mistrzami świata i Leo Messim w składzie powalczy o tytuł najlepszej drużyny La Liga z Realem Madryt, prowadzonym po raz pierwszy przez Jose Mourinho.

W tym artykule dowiesz się o:

Przed trzema laty Real i Barcelonę w końcowej tabeli przedzielił Villarreal. W sezonie 2008/2009 nie miały już sobie równych i wychodziły zwycięsko z 52 spośród 76 spotkań. Absolutna dominacja miała miejsce w minionych rozgrywkach, gdy Królewscy i Duma Katalonii przegrały z rywalami ledwie 3 mecze, strzeliły 200 bramek, tracąc 59! Wobec kolejnych wzmocnień kadrowych, a także poważnych osłabień Valencii, mizernej dyspozycji Sevilli i niesięgających zbyt wysoko aspiracji Villarrealu oraz Atletico Madryt, w nadchodzącym sezonie sympatycy Primera Division skazani są na kolejny wyścig po tytuł pomiędzy dwoma wybitnymi klubami. Na następny odcinek rywalizacji hiszpańsko-katalońskiej, być może najciekawszy w historii, zęby ostrzą sobie fani na całym świecie - wszak żadne inne kluby nie mają tylu kibiców i nie cieszą się takim zainteresowaniem jak Real i Barca.

Do starcia z uprzywilejowanej pozycji przystąpi zespół Pepa Guardioli. W ostatnich dwóch sezonach La Liga 4-krotnie "El Clasico" wygrywała w świetnym stylu Blaugrana, uzyskując znakomity bilans bramkowy 11:2. Wobec tak dramatycznego dla Los Blancos bilansu, nawet zwykle pewny swego Jose Mourinho przyznaje, że jego podopiecznym trudno przełamać będzie kompleks FCB. To właśnie portugalski trener okazać się może największym wzmocnieniem Królewskich. Z Porto, Chelsea i Interem "The Special One" osiągnął bardzo wiele, osiągnął to, czego od niego oczekiwano. Na Santiago Bernabeu w równym stopniu pragną detronizacji Barcy, co triumfu po niemal 10-letniej przerwie w Lidze Mistrzów. Sam Mourinho nie obiecuje błyskawicznych sukcesów i zapowiada, że pierwszy sezon jego pracy w Madrycie będzie przejściowy, ale brak choćby jednego z dwóch głównych tytułów bez wątpienia uznany zostanie za porażkę.

Florentino Perez w okienku transferowym nie próżnował, lecz tak spektakularnych nabytków jak Cristiano Ronaldo i Kaka tym razem zabrakło. Wobec kontuzji Brazylijczyka zdecydowanym liderem będzie więc "CR7", który swój ulubiony numer przejął po Raulu. Legenda Królewskich pożegnała się z ukochanym klubem po 16 latach, lecz odejście 33-latka, przy całym szacunku dla osiągnięć Hiszpana, trudno uznać za poważne osłabienie. Wydatnie wzmocniono natomiast formację pomocy. Sami Khedira, Mesut Ozil i Angel di Maria to piłkarze, którzy łącznie kosztowali aż 50 milionów euro i którzy z pewnością są w stanie poprowadzić Real do wielu zwycięstw. Mówi się również o eksplozji talentu Pedro Leona i Sergio Canalesa. Jeśli wszyscy wymienieni spełnią pokładane w nich nadzieje, Real nie będzie w środku pola ustępował Barcie. Kłopotem pozostają klasyczni snajperzy, bowiem Gonzalo Higuain i Karim Benzema dotąd nie zachwycali i prawdopodobnie już nie zachwycą. Gdyby do 31 sierpnia Mourinho udało się namówić na przeprowadzkę Didiera Drogbę, niekorzystna sytuacja poprawiłaby się radykalnie. Napastnik pokroju gwiazdora Chelsea bardzo przydałby się Ronaldo, który, co pokazał mundial, potrzebuje mieć do pomocy wybitnych zawodników. Najdroższy gracz świata w minionym sezonie zdobył wprawdzie 26 bramek, ale w kluczowych dla losów sezonu spotkaniach - z Lyonem i Barcą - nie spełnił oczekiwań, a właśnie z tych meczów 25-latek powinien być rozliczany. W pojedynkę Ronaldo, choć strzeleckiego instynktu odmówić mu nie można, przeciwko 20-krotnym mistrzom Hiszpanii prawdopodobnie ponownie nic nie zwojuje.

W Katalonii tymczasem nadmiar bogactwa. Sprowadzenie Davida Villi i wciąż polepszające się umiejętności Pedro oraz Bojana Krkicia sprawiły, że zbędny stał się nawet kupiony przed rokiem za 69 milionów euro Zlatan Ibrahimović. Wobec tego pierwszy skład prawdopodobnie niemal w całości opanują mikrusy - filigranowi, niepozorni, ale niezwykle szybcy i zwinni piłkarze, doskonale wyszkoleni technicznie, filary potęgi Barcelony i twórcy jej błyskotliwego stylu gry - zwłaszcza że na pozycji defensywnego pomocnika Yayę Toure zastąpi doskonały Javier Mascherano. Nie udało się wprawdzie sprowadzić Cesca Fabregasa, ale dlaczego w tym sezonie mieliby nie poradzić sobie dotychczasowi liderzy Xavi i Andres Iniesta, nie wspominając o dominatorze Leo Messim? Argentyński król futbolu nie błyszczał wprawdzie na mundialu, w przeciwieństwie do hiszpańskich kolegów, ale po powrocie do Katalonii znów prezentuje się genialnie, osiągając poziom wprost bajeczny. Nie ulega wątpliwości, że jeśli tylko uniknie kontuzji, Piłkarz Roku 2009 ponownie będzie nie do zatrzymania i ponownie zostanie królem strzelców. Nic nie zmieniło się w składzie i ustawieniu obrony poza tym, że Gerard Pique jest coraz bardziej doświadczony, a Dani Alves jeszcze częściej zapędza się pod pole karne rywali. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Barca, po bądź co bądź pechowym odpadnięciu z Ligi Mistrzów w ubiegłym sezonie, w tym roku musi zgarnąć wszystkie możliwe trofea.

Chociaż od pewnego czasu zwykło mawiać się, że Real posiada gwiazdy, a Barca zgrany zespół, to obecnie bardziej znamienici, a przynajmniej bardziej wartościowi piłkarze występują w klubie z Camp Nou. Do takich wniosków prowadzi analiza potencjalnych jedenastek w pierwszych tygodniach sezonu, przeprowadzona przy użyciu ustalonej przez portal transfermarkt.de wartości piłkarzy (kwoty w milionach euro):

Barca: Valdez (20) - Alves (30), Pique (35), Puyol (23), Abidal (17) - Mascherano (26), Xavi (50), Iniesta (60) - Messi (100), Villa (50), Pedro (20).

Real: Casillas (35) - Ramos (30), Pepe (22), Marcelo (15), Arbeloa (12) - Khedira (18), Alonso (35), Ozil (27), di Maria (20) - Ronaldo (90), Higuain (35).

Rezultat jest jednoznacznie korzystny dla Blaugrany: 431 do 339, aczkolwiek mieć trzeba na uwadze, że w bezpośredniej konfrontacji, przy tak wyrównanym poziomie, decydująca okaże się dyspozycja dnia. W dłuższej jednak perspektywie czasowej, która w rywalizacji ligowej bywa kluczowa (przed rokiem Real dwukrotnie uległ Barcie, by po 38 rundach stracić do niej ledwie 3 oczka), większe szanse przyznać należy Katalończykom.

Gdyby oceniać procentowo - faworytem w stosunku 55 do 45 są aktualni mistrzowie. Różnica tak niewielka wyłącznie ze względu na geniusz Mourinho i możliwe konflikty oraz zmęczenie wśród zawodników Barcy spowodowane po trochu ciągłymi zwycięstwami, a po trochu długim sezonem. Z drugiej jednak strony Guardiola (zapowiedział odejście w przypadku dojrzenia u podopiecznych oznak "znużenia") dysponuje tak wieloma klasowymi zawodnikami, że nawet kilka rotacji nie osłabi jego teamu, gdyby mistrzom świata i Europy (aż siedmiu w wyjściowym składzie) zabrakło motywacji po wygraniu wszystkiego, co w piłce wygrać można. Postawa Realu to zagadka, w meczach kontrolnych bywało różnie, Mourinho sprawdził z różnym skutkiem niezliczoną ilość piłkarzy i wciąż nie ma pewności, na czym stoi. Jeśli nie chce stracić dystansu do Barcy do 28 listopada, gdy Królewscy wybiorą się na Camp Nou, musi jak najszybciej ułożyć zespół, wybrać jedenastu graczy, którzy nie będą musieli obawiać się o miejsce w składzie, i wpoić im tę filozofię, która pozwoliła prowadzonym przez niego drużynom w pierwszym roku jego pracy sięgać po mistrzowskie tytuły w Portugalii, Anglii i we Włoszech.

Chociaż można wyobrazić sobie jeszcze silniejsze składy Barcelony i Realu, to bardzo możliwe, że w nadchodzących rozgrywkach emocjonować będziemy się najlepszymi w historii Gran Derbi i obserwować będziemy największą supremację dwóch zespołów. Katalończycy bowiem borykają się z niemałymi kłopotami finansowymi i być może zmuszeni będą do sprzedaży czołowych graczy, a i w Madrycie kiedyś skończą się pieniądze na spektakularne transfery i do głosu dojdą inne kluby. Dziś jednak oczekujmy z niecierpliwością wspaniałych 180 minut derbów Europy i miejmy nadzieję, że pozostała osiemnastka drużyn chociaż spróbuje stawić potentatom czoła, by ci musieli rozwinąć skrzydła i zaprezentować pełnię swojego kunsztu.

Źródło artykułu: