Na starcie sezonu Polonia prezentuje się fatalnie. Bytomska drużyna po trzech kolejkach ma na koncie tylko jeden punkt i zajmuje miejsce w strefie spadkowej. Mimo to, że w pierwszej połowie podopieczni trenera Jurija Szatałowa stworzyli sobie kilka wybornych sytuacji strzeleckich ani jednej nie zdołali zamienić na bramkę.
- W pierwszej połowie mieliśmy zdecydowanie więcej klarownych sytuacji od Korony, a mimo to nie zdołaliśmy ani razu trafić do siatki. Myślę, że ten brak skuteczności zaważył o tym, że ten mecz przegraliśmy, bo w piłce nożnej liczą się bramki, a nie stwarzane sytuacje - powiedział po końcowym gwizdku sędziego kapitan Polonii, Marcin Radzewicz.
Najlepszą sytuację do objęcia prowadzenia bytomianie mieli w 24. minucie spotkania. Wówczas po kąśliwym strzale Radzewicza bramkarz Korony sparował piłkę wprost pod nogi znajdującego się kilka metrów przed pustą bramką Macieja Bykowskiego. Doświadczony napastnik drużyny z Olimpijskiej jednak fatalnie skiksował.
- Tej sytuacji szczególnie możemy żałować, bo gdyby padła po niej bramka na pewno byśmy tego meczu nie przegrali. Jeżeli w ogóle myślimy o korzystnym rezultacie nie możemy marnować takich okazji strzeleckich, bo w meczu nie ma ich zbyt wiele. Musimy ochłonąć i wszystko na spokojnie przeanalizować, bo na razie nie wygląda to za ciekawie. Przed nami jednak kolejne mecze i wszystko jeszcze przed nami - przekonuje lider bytomskiej jedenastki.
W 4. kolejce Polonię czeka arcytrudne wyzwanie. W Krakowie zmierzy się bowiem z Wisłą, na ławce której zadebiutuje holenderski szkoleniowiec Robert Maaskant.
- Jesteśmy na początku sezonu. Musimy usiąść i na spokojnie wszystko przeanalizować, by nasze błędy zniwelować i ich nie powielać w kolejnych meczach. Wisła jest uważana za faworyta, ale my na pewno nie pojedziemy do Krakowa po to, by oddać punkty bez walki. Chcemy pokusić się o niespodziankę - zapewnił 30-letni skrzydłowy Polonii.