Sławomir Peszko: Kartka mi się należała

Sławomir Peszko po meczu ze Spartą Praga mógł mówić o małym szczęściu. Otóż to właśnie on powinien wylecieć z boiska, a nie Bartosz Bosacki. Pomocnik Lecha Poznań sam próbował wymierzyć sprawiedliwość i odepchnął Marka Matejovskiego, czego nie zauważył jednak arbiter główny tego spotkania.

Lech w dwumeczu przegrał z Czechami 0:2. Sparta była jednak w zasięgu Kolejorza i gdyby ten wykazał się lepszą skutecznością miałby szansę na awans do kolejnej rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Teraz musi się jednak skupić na rozgrywkach ligowych i walce o Ligę Europejską. - Takie jest życie - mówi smutny Sławomir Peszko. - W szatni jest smutek i marazm. Zostałem w Lechu, żeby grać w Lidze Mistrzów, ale trzeba przełknąć gorycz porażki i nastawić się na Ligę Europejską.

Poznaniaków martwi nie tylko fakt, że Kolejorz odpadł z Ligi Mistrzów, ale przede wszystkim fatalna dyspozycja, którą prezentuje od kilku meczów. - Nie możemy być zadowoleni ze swojej gry, bo czwarty mecz z rzędu nie strzelamy bramki. Wiadomo, że w takim spotkaniu nie stworzy się kilkunastu sytuacji, tylko z dwie lub trzy i trzeba było jedną wykorzystać na początku, a mecz by się ułożył inaczej - dodaje "Peszkin". Lech mógł zacząć mecz idealnie, gdy w 4. minucie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego jeden z zawodników Sparty trafił w słupek własnej bramki. Z czasem Lechowi szło coraz gorzej. - Znowu zaczęliśmy nieźle, ale potem przeciwnik nabrał pewności na naszym boisku i wyglądał lepiej od nas - mówi Peszko.

Spotkanie dostarczyło sporo emocji, ale większość z nich nie była powiązana z grą. Na boisku było sporo ostrych spięć i prowokacji, co poskutkowało aż trzema czerwonymi kartkami. - Sparta zarzucała nam, że symulowaliśmy faule i graliśmy na czas w Pradze. Oni nastawili się na takie zachowanie w rewanżu i za każdym razem prowokowali - opowiada lechita. Nerwowo zrobiło się już po przerwie, gdy sędzia podyktował rzut karny dla Sparty, o który poznaniacy mieli sporo pretensji. - Nie wiem czy karny był, czy nie. Bartek Bosacki mówił, że nie było. Sędzia mylił się niewiarygodnie w tym meczu - twierdzi Peszko.

Fredy Fautrel najbardziej pomylił się dziesięć minut przed końcem spotkania. Wyrzucił wtedy z boiska Marka Matejovskiego i Bartosza Bosackiego. O ile kartka dla Czecha była jak najbardziej zasłużona, to dla kapitana Lecha już nie, bowiem to on był poszkodowanym w tej sytuacji. Z boiska powinien wylecieć Peszko, który podbiegł i powalił Matejovskiego. Tego sędzia jednak nie zauważył. - Żółta albo czerwona kartka mi się należała. Dałem się ponieść emocjom. Sędzia się pomylił i to nie pierwszy raz w tym meczu - zakończył Sławomir Peszko.

Komentarze (0)