Gdy w poprzedniej kolejce Widzew Łódź rozgromił 6:1 zespół Sandecji, w Nowym Sączu uznano to za wypadek przy pracy i efekt otwartej gry podopiecznych Dariusza Wójtowicza. Przegrana w kolejnym meczu z KSZO w Ostrowcu Świętokrzyskim rozwiała jednak wątpliwości
Wygrywać u siebie, nie przegrywać na wyjazdach
Jeśli któraś z drużyna grających na boiskach I-ligi zasługuje na miano drużyny własnego boiska, to niewątpliwie jest to KSZO Ostrowiec Świętokrzyski. Można mówić o twierdzy Widzewa Łódź, który w obecnym sezonie wygrał dziesięć spotkań na własnych obiektach, a pozostałe pięć zremisował, jednak największa liczba zwycięstw należy do KSZO. Ostrowczanie w sobotę pokonując zespół Sandecji Nowy Sącz odnieśli jedenaste zwycięstwo przed własną publicznością.
Trening za karę?
Zwycięstwo tym bardziej cenne, gdyż na ulicy Świętokrzyskiej zawitał pretendent do awansu. Zespół Sandecji w rundzie jesiennej miał poważne problemy ze zdobywaniem punktów na wyjazdach, jednak w rundzie wiosennej, gdy do dobrej postawy u siebie biało-czarni dołożyli jeszcze punkty zdobywane na wyjazdach, nagle okazało się, że Nowy Sącz ma poważne szanse na grę w Ekstraklasie. Ostatnie dwa mecze sprowadziły jednak zarówno działaczy, trenerów jak i piłkarzy Sandecji na ziemię. Przegrana u siebie 1:6 z Widzewem oraz 1:3 z KSZO w Ostrowcu praktycznie przekreśliły szanse na sukces. Drugi w tabeli Górnik ma na trzy kolejki przed końcem ligi aż sześć punktów przewagi nad trzecią Sandecją. Po przegranym meczu piłkarze Sandecji jeszcze długo nie schodzili z boiska, bowiem sztab szkoleniowy zorganizował swoim piłkarzom długie rozbieganie. Nawet strzelec bramki Arkadiusz Aleksander nie mógł liczyć na wyrozumiałość ze strony Dariusza Wójtowicza. Nie pomogły tłumaczenia, że od 30 minuty odczuwał ból mięśniowy, a w zasadzie takie tłumaczenie jeszcze bardziej zdenerwowało szkoleniowca z Nowego Sącza.
"Mistrzowie nędzy"
Piłkarze KSZO mimo, że ligowy byt mieli już praktycznie zapewniony, zagrali w tym meczu tak, jakby walczyli o sześć punktów.
- Gramy razem, wygrywamy dla KSZO i jesteśmy jednym zespołem - podkreślał po meczu kapitan KSZO Łukasza Matuszczyk.
Zawodnicy z Ostrowca często zaznaczali, że nie zawsze pensja w terminie trafia na ich konta, jednak na boisku pokazują, że piłkarski fach nie jest im obcy.
"Mistrzowie nędzy znowu wygrali" żartowali po ostatnim gwizdku pojedynku z Sandecją. Wielu kibiców do tej pory twierdziło, że jak nie ma pieniędzy to nie można spodziewać się dobrej gry. KSZO zaprzecza tej teorii.
- Gdyby w klubie była inna sytuacja, gdyby płacono nam na czas to być może walczylibyśmy o coś więcej niż tylko o utrzymanie - stwierdził napastnik pomarańczowo-czarnych Adam Cieśliński.