Znicz Pruszków przegrał w Stalowej Woli 2:3. Dwa gole dla pruszkowian zdobył Kamil Biliński. Po pierwszej połowie zielono-czarni prowadzili 3:0, w końcówce spotkania musieli jednak drżeć o wynik, bowiem podopieczni Jacka Grembockiego byli bliscy doprowadzenia do remisu. - Goniliśmy wynik, niepotrzebnie straciliśmy trzy gole. Dobrze graliśmy w pierwszej połowie, kontrolowaliśmy przebieg spotkania. Jedna głupia bramką i się posypało - trzeba było w drugiej połowie gonić. Niestety nie udało się, przegraliśmy 2:3. W środę mamy następny mecz i będziemy walczyć dalej - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Biliński.
Piłkarze Znicza są na razie w strefie spadkowej. Napastnik drużyny z Mazowsza mówi, że zostało jeszcze kilka spotkań i w pierwszoligowych rozgrywkach wiele może się jeszcze zdarzyć. - Zostało jeszcze sześć meczy. Do zebrania jest jeszcze 18 punktów. Jeszcze się dużo rzeczy może wydarzyć - zaznaczył Biliński.
Strzelec dwóch goli w niedzielnych zawodach jest wypożyczony ze Śląska Wrocław, który nie radzi sobie w rozgrywkach ekstraklasy tak, jak oczekiwaliby kibice zielono-biało-czerwonych. - Jestem na razie w Zniczu. Troszkę mnie nie interesuje w tej chwili sytuacja jaka jest we Wrocławiu. Kibicuję chłopakom, żeby spokojnie się utrzymali w ekstraklasie, żebym jak się uda wrócił do zespołu w ekstraklasie. Na razie walczę ze Zniczem i w tym zespole chcę się rozwinąć i pomóc tej drużynie w utrzymaniu w pierwszej lidze - powiedział były król strzelców Młodej Ekstraklasy.
- Wydaje mi się, że podjąłem dobra decyzję. To było dla mnie wskazane, żebym poszedł, rozwinął się piłkarsko, grał pełne 90 minut w każdym meczu. To dużo daje. Tym bardziej, że jestem młodym chłopakiem - zakończył Kamil Biliński.