W niedzielny poranek piłkarze Pogoni dotarli do domów po przegranym spotkaniu z Motorem w Lublinie. Nie mogą jednak liczyć na dłuższy odpoczynek - we wtorek zmierzą się z Ruchem Chorzów. - Już w poniedziałek ok. 8 wyjeżdżamy do Kamienia, gdzie nocujemy przed meczem w Chorzowie. Niestety, tak się zdarzyło, że przed nami sporo podróżowania - w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl zauważa Josef Petrik, obrońca szczecińskiej jedenastki.
Dwie długie podróże mogą wpłynąć na dyspozycję Portowców w pierwszym meczu półfinału Pucharu Polski, który dla nich jest odskocznią od rozgrywek I ligi, gdzie wiosną Pogoń nie radzi sobie najlepiej. - Na pewno ktoś, kto zna fizjologię piłkarzy wie, że to jest jak niejeden ciężki trening. Nie pozostaje nam nic innego, jak zewrzeć szyki. Będziemy walczyli, żeby zagrać jak najlepiej. Zobaczymy, w jakim składzie osobowym, bo mamy określone problemy, o których może nie mówimy, ale wiemy - podkreśla trener Piotr Mandrysz.
PZPN nie docenił dużej wagi Wielkanocy dla wielu osób, również w środowisku piłkarskim. Spotkania zaplanowane na wtorek mogłyby być rozegrane w innym dniu, nie nadwyrężając jednocześnie terminarza. - Gdyby to ode mnie zależało, to nie grałbym w tym tygodniu meczu pucharowego. Zresztą, takie zdanie wyrażają trenerzy innych zespołów będących w półfinale Pucharu Polski, bo tydzień później jest wolny termin i spokojnie można było to rozegrać. Niestety, przyjdzie nam wystąpić we wtorek po dwóch ciężkich podróżach, w nie najlepszych nastrojach psychicznych, bo wiadomo, że chcieliśmy namieszać w lidze. To na pewno nie wpływa dobrze na morale - analizuje szkoleniowiec.
W Lublinie na ławce rezerwowych Pogoni zasiadło kilku dotychczas podstawowych piłkarzy, jak Omar Jarun czy Piotr Petasz, a drużyna zagrała przeciętnie i przegrała 2:3. - Trzeba dać odpocząć zawodnikom, którzy prezentowali czasami słabszą dyspozycję, żeby spojrzeli z boku na grę kolegów i wyciągnęli z tego wnioski - uważa Mandrysz.