Sebastian Mila: Nie łudzę się, że otrzymam telefon od Smudy

Sebastian Mila na łamach Przeglądu Sportowego tłumaczy motywy, które kierowały nim, kiedy odrzucał ofertę Metallisty Charków. Zawodnik Śląska Wrocław przyznał też, że nie spodziewa powołania od Franciszka Smudy.

Mila zdradził, że odrzucenie lukratywnej oferty ukraińskiego klubu nie zajęło mu zbyt wiele czasu. - Odrzuciłem tę ofertę, mając pełną świadomość, że być może jest to ostatnia w karierze możliwość wyjazdu za granicę. Teraz ten papier to dla mnie nic więcej, niż ciekawostka. Podjąłem decyzję w dosłownie pięć minut: zostaję, koniec, sprawa zamknięta. Gdyby Śląsk miał długi i niepewną przyszłość, wyjechałbym - zapewnia na łamach Przeglądu Sportowego.

Zawodnik wrocławskiego klubu tłumaczy także, dlaczego jego zespół w ostatnich sparingach prezentował słabą dyspozycję. - Formę weryfikują spotkania o stawkę, a nie mecze, w których eksperymentuje się taktyką i ustawieniem. Pamiętam, że jako piłkarz Dyskobolii przegrałem dwa mecze sparingowe z rzędu z dużo niżej notowanymi rywalami. A efekt przepracowanego okresu przygotowawczego był taki, że po kilku miesiącach w Grodzisku cieszyliśmy się z wicemistrzostwa Polski - przypomina.

Pomocnik Śląska dodał też, że nie liczy na powrót do reprezentacji Polski. - Nie było telefonu od Smudy i nawet nie łudzę się, że kiedykolwiek będzie - zdradza. - Nie mówię kadrze "nie". Chcę po prostu podkreślić, że będę bardzo zdziwiony, jeśli któregoś dnia dowiem się, że dostałem powołanie. Zresztą reprezentacja to nie jedyna droga piłkarskiego szczęścia. Kiedy wejdę ze Śląskiem do pucharów i drużyna dobrze w nich wypadnie, to też będę mógł powiedzieć, że czuję się spełniony - deklaruje.

Więcej w Przeglądzie Sportowym.

Komentarze (0)