Reprezentacja Polski przeżywała katusze w pierwszym meczu eliminacji MŚ 2026. Litwini, wbrew oczekiwaniom, byli równorzędnym rywalem dla Biało-Czerwonych. Ba, momentami na Stadionie Narodowym grali jak u siebie, a w 71. minucie tylko fantastyczna reakcja Łukasza Skorupskiego uchronił nas przed stratą gola.
Męki swoje, kolegów i kibiców dopiero 10 minut później przerwał Robert Lewandowski. Na linii pola karnego otrzymał podanie od Jakuba Kamińskiego i po chwili uderzył na bramkę. Po jego strzale piłka odbiła się od jednego z Litwinów, ale na tyle szczęśliwie, że po rykoszecie była poza zasięgiem Edvinasa Gertmonasa i wpadła do siatki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Znakomita atmosfera w kadrze. Tak się bawią Hiszpanie
Lewandowski tym jednym uderzeniem położył kres czterem niechlubnym seriom, które śrubował stanowczo za długo:
- 287 dni i 557 minut bez celnego strzału "z gry" w meczu reprezentacji Polski
- 366 dni i 684 minut bez celnego strzału "z gry" z pola karnego w meczu reprezentacji Polski
- 486 dni i 364 minut bez gola "z gry" w meczu reprezentaci Polski
- 486 dni i 364 minut bez gola na Stadionie Narodowym
- 559 dni i 878 minut bez gola z "gry" w meczu o stawkę reprezentacji Polski
To tak absurdalne dane, że podczas ich przetwarzania kilka razy musiałem się upewnić, że się nie pomyliłem. I dalej w to nie wierzę. Cieszymy się, że Lewandowski się przełamał, bo zrobił to doskonałym momencie, zapewniając Polsce cenne zwycięstwo, ale jednocześnie piecze nas ze wstydu, że w ogóle takie czarne serie się wydarzyły. Przynajmniej powinno, bo to obnaża brutalną prawdę o reprezentacji Polski pod wodzą Michała Probierza.
To nie jest tak, że Lewandowski ma dwa oblicza: najlepszego klubowego strzelca sezonu 2024/25 w Europie i przeciętnego napastnika w reprezentacji Polski. Czarne serie, którym położył kres w piątek, były dla niego druzgocące, ale on w tym przypadku był ofiarą, a nie głównym winnym.
Porażające są inne statystyki, które mówią wiele tyleż o "Lewym", co o kadrze Michała Probierza. Hansi Flick w Barcelonie rozlicza Polaka z tego, co zrobi w "16" i w grze Lewandowskiego interesuje go przede wszystkim to co w sieci. Cała ofensywna machina Barcy pracuje na swoją "9", a ta dobrze "wie, gdzie stoi bramka". W tym sezonie udowodnił to już 35 razy.
Oczywiście, Probierz nie może sobie pozwolić na to, by w reprezentacji zredukować Lewandowskiego tylko do roli "9", bo jest potrzebny w innych rejonach boiska i do innych zadań, ale nawet biorąc to pod uwagę, jego najważniejsze atuty są marnowane.
Paulo Sousa (owszem, nie jest specjalnym autorytetem w sprawach reprezentacji Polski, ale ten bon mot mu się udał) mawiał, że napastników trzeba karmić podaniami i stwarzaniem ich sytuacji. Jeśli tak, to Lewandowski w drużynie narodowej głoduje. "Serwis" ma na niższym poziomie niż w Barcelonie, ale na litość boską - nie aż tak, by poniższe fakty były w jakimkolwiek stopniu do zaakceptowania.
Królestwem kapitana Biało-Czerwonych jest pole karne rywali, ale w reprezentacji nie miewa w nim kontaktów z piłką, a bez nich nie może strzelać goli. W meczu z Litwą otrzymał jedno podanie w "16". JEDNO. I to poza światło bramki, czyli miejsce, z którego pada najwięcej goli. Owszem, dwukrotnie uderzył z pola karnego, ale w obu przypadkach sam wprowadził w nią piłkę.
Przerażające jest to, że Polska w piątek wykonała 35 dośrodkowań (za SofaScore), a tylko trzy były udane. I adresatem ani jednego z nich nie był Lewandowski. Raz piłka dotarła do niego po rzucie rożnym, gdy po "główce" Litwina odbiła się od pleców "Lewego". I to byłoby na tyle. Mając do wyboru najlepszą w tej chwili "9" świata, w dodatku świetnie czującą się w powietrzu, koledzy słali piłkę w inne rejony "16" niż te, w których spodziewał się jej Lewandowski. To jakiś niewytłumaczalny absurd.
Problem w tym, że mecz z Litwą nie był wyjątkiem. To smutna rzeczywistość Lewandowskiego w kadrze Probierza - w polu karnym z reguły czuje się jak widz na Wimbledonie i głównie ogląda, jak piłka lata mu nad głową. Za kadencji obecnego selekcjonera "Lewy" wystąpił w 10 meczach o stawkę, w których spędził na boisku 786 minut. Łącznie miał w tych spotkaniach 30 kontaktów z piłką w polu karnym przeciwnika - średnio co 26 minut.
W meczu z Austrią (1:3) na Euro 2024 nie miał żadnego, a aż 10 zdarzyło się mu w spotkaniu z Estonią (5:1), czyli najsłabszym rywalem spośród tych, z którymi grała Polska. W pozostałych ośmiu było zatem ich łącznie tylko 20. A sytuacji, gdy otrzymał w polu karnym piłkę, będąc w świetle bramki, było w tych wszystkich meczach 10, w tym cztery z Estonią. To dojmujące liczby i to już bez rozdzielania go na podania po stałych fragmentach gry i "z akcji" czy przejęcia bezpańskiej piłki.
W takich okolicznościach mniej dziwi fakt, że Lewandowski od 7 czerwca ubiegłego roku i meczu towarzyskiego z Ukrainą (2:1) czekał na celny strzał "z gry" w reprezentacji. W ośmiu rozegranych od tego czasu meczach (licząc już ze spotkaniem z Litwą) podjął tylko 13 uderzeń prób. Tylko, bo to raptem 1,8 próby na występ. Dopiero 14. była celna.
I od razu dała mu 85. trafienie w reprezentacji. Co istotne, w 81. minucie, gdy zapewnił Polsce zwycięstwo, piłkę otrzymał nieco przed polem karnym, ale przede wszystkim w świetle bramki Litwy. I tyle wystarczyło, by po chwili strzelił gola na wagę trzech punktów.
Brak wykorzystania snajperskich umiejętności Lewandowskiego to w tej chwili najważniejszy problem reprezentacji Polski. Ostatni raz taki kłopot mieliśmy ponad dekadę temu, gdy Adam Nawałka przejmował Biało-Czerwonych z rąk Waldemara Fornalika i musiał odpowiadać na pytania o przydatność "Lewego" do drużyny narodowej.
To był czas, kiedy kibice kwitowali jego grę gwizdami, a on jednoznacznym gestem "uciszał" trybuny po przerwaniu tej czarnej serii w meczu z Czarnogórą - dziś takie i takie pytania do selekcjonera sceny są niewyobrażalne, ale problem jest znów aktualny.
Teoretycznie potencjał ofensywny obecnego zespołu jest zdecydowanie wyższy niż tamtego, a mimo to Nawałka znalazł sposób na uwypuklenie atutów "Lewego". Tak stworzył potwora, na którym Biało-Czerwoni wjechali do Euro 2016 i MŚ 2018.
Zresztą, Jerzy Brzęczek i Paulo Sousy też nie mieli aż takiego wyboru. Czesław Michniewicz i Fernando Santos natomiast hołubili innemu, zachowawczemu stylowi, który nie pozwalał rozwinąć skrzydeł atakowi. A mimo to u każdego z nich Lewandowski był skuteczniejszy niż u Probierza. To prosta, ale wiele mówiąca statystyka.
Dorobek Roberta Lewandowskiego u poszczególnych selekcjonerów:
selekcjoner | bramki/mecz | bramki | mecze | lata |
---|---|---|---|---|
Leo Beenhakker | 0,25 | 3 | 12 | 2008-2009 |
Stefan Majewski | - | 0 | 2 | 2009 |
Franciszek Smuda | 0,4 | 12 | 30 | 2009-2012 |
Waldemar Fornalik | 0,23 | 3 | 13 | 2012-2013 |
Adam Nawałka | 0,93 | 37 | 40 | 2013-2018 |
Jerzy Brzęczek | 0,44 | 8 | 18 | 2018-2020 |
Paulo Sousa | 0,92 | 11 | 12 | 2021 |
Czesław Michniewicz | 0,4 | 4 | 10 | 2022 |
Fernando Santos | 0,5 | 3 | 6 | 2023 |
Michał Probierz | 0,31 | 4 | 13 | 2023- |
Pod wodzą obecnego selekcjonera Lewandowski wystąpił w 13 meczach reprezentacji. Rozegrał w tych spotkaniach 909 minut. Oddał łącznie 42 strzałów, w tym 11 celnych (6 "z gry"). Strzelił cztery gole: "z akcji" z Łotwą (głową) i Litwą oraz z rzutów karnych z Francją i Szkocją.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty
Swoje typy znajdziesz w Panelu Kibica
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Znakomita atmosfera w kadrze. Tak się bawią Hiszpanie