Manchester City był jedynie tłem dla Realu Madryt w środowym hicie 1/16 finału Ligi Mistrzów. "Królewscy" wygrali 3:1 i taki wynik jest najniższym wymiarem kary. Przewaga aktualnych mistrzów Hiszpanii była olbrzymia.
Pep Guardiola nie zakłamywał rzeczywistości na konferencji prasowej. - Wygrał zespół lepszy. Trzeba to zaakceptować. Zawsze powtarzam, że powinien wygrywać ten, kto na to zasługuje - mówił.
W pierwszym meczu Real wygrał 3:2. Manchester City miał niewielkie szanse przed rewanżem, a gol stracony już w 4. minucie na pewno nie ułatwił zadania.
- Nie byliśmy w stanie grać na najwyższym poziomie. Brakowało nam stabilizacji. Spodziewałem się, że Real będzie grał agresywnie od samego początku i będzie stwarzał sytuacje, ale po golu na 2:0 zrobiło się naprawdę ciężko. Mecz nam uciekł - komentował Guardiola.
Zresztą, sytuacja zrobiła się trudna już kilka godzin wcześniej, gdy Erling Haaland zgłosił niedyspozycję. Ponadto już na samym początku meczu kontuzji doznał John Stones.
- Erling próbował wczoraj trenować, ale nabawił się kontuzji w ostatniej minucie meczu z Newcastle. Bolało go przy chodzeniu lub na przykład przy wchodzeniu i schodzeniu po schodach. Rano powiedział mi, że nie jest gotowy i nie czuje się dobrze, więc zmieniliśmy plan - powiedział trener "The Citizens".
Real zrobił na nim duże wrażenie i wskazał tę drużynę jako jednego z faworytów do zwycięstwa w całej Lidze Mistrzów. - Zawsze tak jest i było. To jeden z faworytów, ale są też inne drużyny - stwierdził.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Sergio Ramos bożyszczem fanów. Szalona radość