Najwyższa klasa Szczęsnego. Świat widział, jak się zachował [OPINIA]

Getty Images / David Ramos / Na zdjęciu: Wojciech Szczęsny i Robert Lewandowski
Getty Images / David Ramos / Na zdjęciu: Wojciech Szczęsny i Robert Lewandowski

Ależ przyjemnie się ogląda, gdy dwóch - przecież nie najmłodszych już - Polaków prowadzi Barcelonę do zwycięstwa i na czoło tabeli. Końcówka była nerwowa, "Barca" grała chaotycznie, ale najważniejsze, że wydarła rywalom cenne zwycięstwo (1:0).

W poniedziałkowy wieczór FC Barcelona stanęła przed szansą powrotu na fotel lidera La Ligi, bo w miniony weekend obaj wielcy rywale z Madrytu pogubili punkty. Hasłem trenera Barcelony na spotkanie z Rayo Vallecano było jedno słowo: koncentracja. Nie spalić się wobec szansy wskoczenia na czoło tabeli. Bo wiadomo, że rywal z przedmieść Madrytu jest drużyną niżej notowaną, ale taką, która już nieraz narobiła Barcelonie kłopotów, a w tym sezonie radzi sobie więcej niż przyzwoicie (6. miejsce w La Lidze).

Właśnie koncentracja była w tym meczu kluczowa, a hasło to świetnie zrealizowali obaj polscy piłkarze Barcelony.

Najpierw Robert Lewandowski nie mógł się pomylić przy rzucie karnym dla gospodarzy (i się nie pomylił), a później swoim najwyższym kunsztem bramkarskim musiał się wykazać Wojciech Szczęsny.

Dlaczego? Bo właśnie owa koncentracja uciekła jego kolegom z drużyny, którzy - prowadząc 1:0 - całkiem niespodziewanie utracili kontrolę nad meczem. Raz za razem na bramkę Barcelony sunęły ataki rywali. Ale najniebezpieczniej zrobiło się w 37. minucie gry, gdy piłkarze Rayo oddali dwa strzały z bliska.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: FC Barcelona pokazała, jak trenuje Wojciech Szczęsny

Szczęsny w obu przypadkach pokazał, że refleks jest jego silną stroną. Przy czym ta druga interwencja (rzucenie się pod nogi rywala) była zarówno brawurowa, jak i ryzykowna. Bo gdyby Wojtek się pomylił ani chybi rywale dostaliby rzut karny. Ale Szczęsny się nie pomylił. Był w tym meczu świątynią skupienia. Nie popełnił żadnego, nawet najmniejszego błędu!

Stawiam dolary przeciwko orzechom, że gdyby w poniedziałkowy wieczór w bramce Barcelony stał Inaki Pena, to "Blaugrana" tego spotkania by nie wygrała. Bo w tej 37. minucie gry potrzebny był właśnie taki bramkarz jak Szczęsny. Golkiper, który broni w sytuacjach nieoczywistych. Takich, kiedy inni bramkarze byliby bezradni. I pomyśleć, że historia tego sezonu mogła się dla "Dumy Katalonii" potoczyć zupełnie inaczej.

Gdyby 22 września ubiegłego roku, bramkarz Barcelony Marc-Andre ter Stegen nie doznał fatalnej kontuzji w meczu z Villarrealem, Wojciech Szczęsny dziś cieszyłby się spokojnym życiem sportowego emeryta.

Czas płynąłby mu powoli. A to dla szpanu przejechałby się swoim rolls–roycem po Marbelli, a to wybrałby się na lody z 6-letnim synem, a to z nudów przewinąłby kilkumiesięczną córkę (choć pisząc te słowa mogę popełnić grzech ignorancji, bo naprawdę nie mam zielonego pojęcia, czy milionerzy sami zmieniają pieluchy swoim dzieciom). Wojtek na emeryturze pewnie złapałby kilka kilogramów, a wielki futbol oglądałby tylko w telewizji.

Jak wszyscy wiemy, Szczęsny nie zdążył się swoją zasłużoną emeryturką nacieszyć, bo kontuzja ter Stegena otworzyła Polakowi drogę do FC Barcelony. Nasz bramkarz "kupił" tę szansę natychmiast, nawet o pensję się nie targował. Tak bardzo chciał mieć Barcelonę wpisaną w sportowe CV.

Tym samym, w tym swoim piłkarskim życiu po życiu - gdy był już o krok od świętego spokoju - wrzucił się medialny rollercoaster. Nigdy wcześniej o Wojtku nie pisało się i nie mówiło tak dużo jak teraz. A przecież grał w Arsenalu, AS Romie czy Juventusie, a więc klubach naprawdę w Europie znaczących.

Ale "Barca" to jednak inna półka. Tu histeria mediów wykracza daleko poza skalę. Doniesienia z życia drużyny produkuje się tak masowo, jakby to była fabryka gwoździ. O Szczęsnym jest ostatnio naprawdę głośno.

A to dowiadujemy się, że jego dni w Katalonii są już policzone, by za chwile przeczytać, że jednak przedłuży swój kontrakt na kolejny sezon. Innym razem czytamy, że szatnia jest przeciwko Polakowi, bo wszyscy lubią Penę, by za chwilę dowiedzieć się, że jest dokładnie odwrotnie.

Jak jest naprawdę tego nikt nie wie, łącznie z autorami tych sensacyjnych doniesień. Obiektywna prawda nikogo nie interesuje, chodzi o to, by ten cały cyrk się kręcił. No i się kręci.

Hiszpańskie media eksponują fakt, że "Barca" ze Szczęsnym w bramce nie przegrywa. Poniedziałkowe spotkanie z Rayo Vallecano to był 10. mecz Polaka w bramce Barcelony i "Szczena" nadal pozostaje niepokonany. A bilans ma imponujący: dziewięć zwycięstw i jeden remis! Lepiej nie trzeba.

A jeszcze ważniejsze jest, że w Wojtka uwierzył nie tylko Hansi Flick, ale także drużyna. Widać, że złapała pewność siebie, a Polak w bramce jest dla młodych - w przeważającej części - piłkarzy Barcelony prawdziwym autorytetem. Jego rywalizacja w przyszłym sezonie z ter Stegenem będzie naprawdę ekscytująca.

Robert Lewandowski wielkiego meczu w poniedziałek nie zagrał. Ale zrobił to, co miał do zrobienia. "Lewy" imponuje regularnością. To jego czwarty z rzędu mecz z golem. 20. bramka w lidze pozwoliła Polakowi odskoczyć w klasyfikacji strzelców Kylianowi Mbappe. Francuz, który zdobył bramkę dla Realu w ostatnim meczu z Osasuną, ma o trzy trafienia mniej.

Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty

Komentarze (26)
avatar
Grzes Grzes
19.02.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Czytam komentarze i nie wierzę Ten Naród jest przesiąknięty Hejtem o kim lub o czym by nie pisali Hejterow jest Masa i każdy zna sie najlepiej 
avatar
Gracz Joki
18.02.2025
Zgłoś do moderacji
5
3
Odpowiedz
Troche przesadzacie z tym szczęsnym, gra jak każdy inny bramkarz nie odwalił babola uratowal 1 sytuację, a robicie z niego boga... 
avatar
Gracz Joki
18.02.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Troche przesadzacie z 
avatar
Lewy Lewus
18.02.2025
Zgłoś do moderacji
7
6
Odpowiedz
nieudolny drewniak jest tylko kukułczym podrzutkiem każdego zespołu ! 
avatar
TreserΚlonów
18.02.2025
Zgłoś do moderacji
7
5
Odpowiedz
Trolle jak tam tabela? Real mistrzem hiszpanii ? Hahahahahaha 
Zgłoś nielegalne treści