We wtorek doszło do hitu 1/16 Ligi Mistrzów. Manchester City podejmował przed własnymi trybunami Real Madryt.
W 19. minucie do siatki trafił Erling Haaland. Norweski napastnik sfinalizował koronkową akcję swojego zespołu i po zgraniu piłki klatką piersiową przez Josko Gvardiola strzałem z bliska pokonał bramkarza rywali. Jego radość została szybko zastopowana przez sędziów.
System VAR zaczął bowiem analizować, czy Norweg nie znajdował się na spalonym. Kibice zgromadzeni na Etihad czekali na werdykt przez ponad trzy minuty. To dość zaskakujące, zważywszy na fakt, że w Lidze Mistrzów stosowana jest półautomatyczna technologia do wykrywania spalonych, co powinno znacznie przyśpieszać analizę tego typu sytuacji.
Obaj piłkarze Manchesteru City znajdowali się bowiem za linią obrony Realu. Pozycję spaloną wyznaczał więc podający Gvardiol. Ostatecznie uznano, że tylko ręka Haalanda jest bliżej bramki. W takich sytuacjach przepisy jasno stanowią, że gol zdobyty jest w prawidłowy sposób.
Podczas gdy gracze czekali na decyzję, były piłkarz Alan Shearer, pełniący obowiązki eksperta Amazon Prime, skrytykował czas potrzebny na podjęcie decyzji, nazywając opóźnienie "sytuacją nie do przyjęcia"
Również kibice w mediach społecznościowych wyrazili swoje niezadowolenie z powodu długiego czasu oczekiwania na decyzję. - Nie sądzę, że kiedykolwiek widziałem dłuższe sprawdzanie VAR. Jeśli to nie jest spalony, uznajcie gola i idźcie dalej! - napisał jeden ze zdenerwowanych fanów w serwisie X.
Dla Haalanda był to siódmy gol w dziewiątym meczu tej edycji Ligi Mistrzów. Dodajmy, że Manchester City schodził na przerwę przy prowadzeniu 1:0.
ZOBACZ WIDEO: Wykonał sprint przez połowę boiska. Tak pracuje ochroniarz Messiego