Przegrała Jagiellonia, przegrał Raków, przegrała Legia. Przed Lechem Poznań otworzyła się wyśmienita szansa, by odskoczyć od goniących go rywali i wjechać na autostradę do mistrzostwa Polski.
Wystarczyło tylko niczego nie popsuć. No właśnie. Polska liga z logiką ma niewiele wspólnego, dlatego Lech - mówiąc kolokwialnie - wykoleił się w Gdańsku i zmarnował niewyobrażalną okazję. Dalej jest na pierwszym miejscu w tabeli, natomiast trener Niels Frederiksen zapewne będzie miał do swoich zawodników duże pretensje.
Przegrana w stylu absolutnie haniebnym i nie tłumaczy tego nawet gra w osłabieniu przez ponad 70 minut.
Zawodnicy Lecha wyszli na mecz totalnie sparaliżowani i nie za bardzo wiedzieli, co się dzieje. Alex Douglas w 15. minucie był już pod prysznicem, bo popełnił dwa taktyczne faule i sędzia Łukasz Kuźma wyrzucił go z boiska. Antonio Milić postanowił natomiast nie zrobić nic, by powstrzymać Tomasa Bobcka, który tuż przed przerwą strzelił gola, będąc - wydawało się - na straconej pozycji. Inna sprawa, że zachowanie Bartosza Mrozka też było raczej dyskusyjne.
Poznaniacy mogli mówić o dużym szczęściu, że nie przegrali wyżej, bo Lechia zmarnowała sporo okazji.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: To był spektakularny powrót gwiazdy
Jasne - czerwona kartka mocno utrudniła zadanie ekipie z Poznania, ale nawet grając o jednego zawodnika mniej Szymon Weirauch powinien mieć coś do roboty. Tymczasem bramkarz Lechii praktycznie się nie spocił. Raz po kontrze uderzył rezerwowy Bryan Fiabema (Weirauch spokojne złapał piłkę), a sytuacyjny strzał Mikaela Ishaka z szesnastu metrów okazał się minimalnie niecelny, bo futbolówka odbiła się od pleców Eliasa Olssona.
Zdecydowanie więcej działo się w drugim polu karnym. Mrozek miał ręce pełne roboty i tylko dzięki niemu Lech pozostawał w grze. Interwencje po strzałach Antona Carenki z ostrego kąta czy głową Bobcka były najwyższej klasy.
W końcówce gospodarze skupili się już głównie na obronie dostępu do własnej bramki (o czym świadczą m.in. bardzo defensywne zmiany), choć i tak nadarzyła się okazja na 2:0, lecz koszmarnie spudłował Michał Głogowski. "Kolejorz" nie był w stanie nic zrobić. Były jakieś dośrodkowania, zagrania na chaos, jednak nic z tego nie wynikało.
Cóż, liga będzie ciekawsza, zarówno na górze, jak i na dole tabeli. Warto jednak pochwalić drużynę Lechii, bo słaby Lech to jedno, natomiast gdańszczanie zagrali niemalże perfekcyjnie i zasłużenie sięgnęli po pełną pulę.
Lechia Gdańsk - Lech Poznań 1:0 (1:0)
1:0 Tomas Bobcek 44'
Składy:
Lechia: Szymon Weirauch - Dominik Piła, Bujar Pllana, Elias Olsson, Miłosz Kałahur - Maksym Chłań (82' Tomasz Wójtowicz), Tomasz Neugebauer, Rifet Kapić, Bohdan Wjunnyk (83' Loup-Diwan Gueho), Anton Carenko (70' Kacper Sezonienko) - Tomas Bobcek (76' Michał Głogowski).
Lech: Bartosz Mrozek - Joel Pereira (46' Rasmus Carstensen), Alex Douglas, Antonio Milić, Michał Gurgul (62' Bryan Fiabema) - Daniel Hakans (88' Kornel Lisman), Radosław Murawski, Antoni Kozubal, Filip Jagiełło (46' Gisli Thordarson), Ali Gholizadeh (18' Bartosz Salamon) - Mikael Ishak.
Żółte kartki: Bobcek, Carenko, Wjunnyk (Lechia) oraz Douglas, Joel Pereira, Salamon, Murawski (Lech).
Czerwona kartka: Douglas 14' (Lech, za drugą żółtą).
Sędzia: Łukasz Kuźma (Białystok).