We wtorkowym (21 stycznia) meczu Ligi Mistrzów Hansi Flick posadził na ławce rezerwowych Inakiego Penę, a szansę od pierwszej minuty dał Wojciechowi Szczęsnemu. Pierwsza połowa ułożyła się koszmarnie dla byłego reprezentanta Polski.
Najpierw doszło do nieporozumienia w obronie z Alejandro Balde, co skończyło się zderzeniem, a następnie utratą gola. Niedługo później Szczęsny sprokurował rzut karny, którego na bramkę (na 1:3) zamienił Vangelis Pavlidis.
Polak swój występ uratował nieco interwencją w samej końcówce spotkania. W 90. minucie Szczęsny w kapitalny sposób obronił strzał Angela Di Marii. Benfica, zamiast wyjść na prowadzenie, tuż przed końcowym gwizdkiem straciła gola na 4:5.
ZOBACZ WIDEO: To rzadki widok. Gwiazda futbolu była przerażona
Wspomniana interwencja w jakimś stopniu przykryła wcześniejsze błędy. Marcin Żewłakow w "Kanale Sportowym" przyznał, że to jednak za mało, by w pełni zmazać plamę po poprzednich złych zachowaniach na boisku.
- Barcelona jest klubem, w którym dłużej się pamięta to, co zrobiłeś źle, niż to, co robiłeś dobrze. Dla mnie ta interwencja z końca meczu jest powinnością bramkarza Barcelony. Po to jesteś. Obawiam się, że ten mecz będzie zapamiętany właśnie z błędów - mówił.
Wobec tego pojawiają się wątpliwości, czy szkoleniowiec "Dumy Katalonii" w najbliższym czasie da kolejną szansę Szczęsnemu. Najbliższe spotkanie Barcelona rozegra w niedzielę (26 stycznia) z Valencią w ramach 21. kolejki La Ligi.
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)