Valencia CF i Real Madryt według pierwotnego terminarza La Ligi miały zmierzyć się ze sobą 2 listopada. W tym okresie rejon Walencji zmagał się ze skutkami potężnej powodzi, przez co spotkanie zostało przełożone.
Zaległy mecz rozpoczął się w piątek (03.01) o 21:00. Już dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem sędziego wokół Estadio Mestalla zebrała się grupa kibiców protestujących przeciwko polityce właściciela Valencii Petera Limy i zarządu klubu.
Przed stadionem pojawiły się również oddziały policji. W pewnym momencie funkcjonariusze zaatakowali kibiców, co spotęgowało zamieszanie. Dziennikarze "Relevo" twierdzą, że tak stanowcza interwencja mundurowych była niepotrzebna. Pretekstem do rozpoczęcia działań miało być dla nich to, że nagrywało ich kilka osób znajdujących się w tłumie.
Protest zainicjowała organizacja Libertad VCF skupiająca krytyków władz klubu. Zgodnie z ich założeniem, kibice mieli być nieobecni na stadionie przez pierwszych 19 minut, a dopiero potem pojawić się na obiekcie. Uczyniła tak jednak jedynie część fanów, przez co na Mestallii widać było tylko nieliczne puste sektory.
W ostatnim czasie kibice Valencii regularnie organizują manifestacje przeciwko właścicielowi i władzom klubu. Powodem są m.in. fatalne wyniki. Drużyna, która jeszcze kilkanaście lat temu była jedną z największych sił hiszpańskiego futbolu, obecnie jest pogrążona kryzysie. Dość powiedzieć, że przed rozpoczęciem meczu z Realem znajdowała się w strefie spadkowej.
Gospodarze w pierwszej połowie zaskoczyli jednak dużo wyżej notowanych "Królewskich" i w 27. minucie objęli prowadzenie. Gola zdobył Hugo Duno. Zespoły schodziły na przerwę przy wyniku 1:0 dla Valencii.
W 85. minucie wyrównał Luka Modrić. W doliczonym czasie gry drugą bramkę dla gości zdobył Jude Bellingham, dzięki czemu Real ostatecznie wygrał 2:1.
ZOBACZ WIDEO: Piękny gest piłkarzy Chelsea. Nie zapomnieli o najmłodszych